Na ponad 3,5 tysiąca złotych oszacowano wstępnie uszkodzenia na okręcie ORP Generał Tadeusz Kościuszko, o którego w poniedziałek podczas manewrów na Bałtyku otarł się okręt ratowniczy ORP Lech. Na razie nie wiadomo, kiedy oba okręty będą mogły ponownie wyjść w morze.

Wysokość strat oznacza, że potrzebny będzie konkurs ofert na naprawę uszkodzonego poszycia ORP Kościuszko. Chodzi o dwa miejsca w części dziobowej okrętu, powyżej linii wody. W jednym powstała szczelina o długości około metra, w drugim doszło do wgniecenia mniej więcej 2 metrów poszycia.

Obie jednostki otarły się o siebie podczas manewru podania holu. Na morzu panowały wtedy trudne warunki pogodowe, m.in. silny wiatr i wysoka fala. Uszkodzenia jednostek były na tyle niegroźne, że oba okręty samodzielnie wróciły do portu w Gdyni. Nic nie stało się też żadnemu z członków załogi. Skala zdarzenia nie jest poważna. Manewr ćwiczebnego podania holu i faktycznego holowania jest bardzo trudny. Jednostki zbliżają się do siebie na odległość kilkunastu metrów. Dodatkowo, wykonanie manewru utrudniały niesprzyjające w tym dniu warunki hydrometeorologiczne. Takie zdarzenia występują niezwykle rzadko, natomiast przy dużym natężeniu wykonywanych zadań przez okręty Marynarki Wojennej, takie sytuacje jednak mogą się wydarzyć - mówi Przemysław Płonecki z Trzeciej Flotylli Okrętów Marynarki Wojennej RP.

Fregata rakietowa ORP Generał Tadeusz Kościuszko pełniła podczas trwających na Bałtyku manewrów rolę okrętu dowodzenia. Jej obowiązki musiała przejąć inna jednostka. Po powrocie fregaty do portu wojennego w Gdyni, rolę okrętu dowodzenia przejęła korweta zwalczania okrętów podwodnych ORP Kaszub. Nasze okręty są przygotowane na takie sytuacje. Trudne manewry na morzu nie zostały przerwane i potrwają do jutra - mówi Płonecki. 

Na okręcie ratowniczym ORP Lech powyginane zostało kilkanaście metrów relingów okrętowych, czyli poręczy wokół pokładu. Marynarka Wojenna ma naprawić to uszkodzenie we własnym zakresie.

(MRod)