​Prezes PiS Jarosław Kaczyński obiecuje posłom podwyżki uposażenia - informuje portal Oko.press. Pomysł jest taki, by podnieść mnożnik, który pozwoliłby na te podwyżki poprzez rozporządzenie, bez potrzeby zmian ustaw i głosowań w Sejmie.

W 2018 roku po aferze z nagrodami dla ministrów Jarosław Kaczyński zaproponował zredukowanie pensji poselskich i senatorskich o 20 proc. Za pomysłem głosowali posłowie PiS, ale się raczej nie cieszyli.

W zeszłym roku pojawił się plan dużych podwyżek. W Sejmie chętnie zagłosowali za tym politycy rządzącej koalicji oraz opozycji. Pora była jednak kontrowersyjna - był to środek pandemii koronawirusa, wielu Polaków straciło pracę i firmy. Oburzenie społeczeństwa było spore. Senat ustawę odrzucił i ta trafiła do sejmowej "zamrażarki".

Posłowie, głównie Zjednoczonej Prawicy, próbowali sobie szukać więc innych źródeł dochodu. I tak politycy trafiali m.in. do spółek Skarbu Państwa. Rozzłościło to z kolei prezesa Kaczyńskiego, w wyniku czego w partii podjęto uchwałę o nepotyzmie.

Jak podaje Oko.press, żeby uspokoić niezadowolonych posłów, na spotkaniu parlamentarzystów w Przysusze Kaczyński wspomniał o możliwości podwyżek uposażenia i powiedział, że w sprawie może pomóc prezydent Andrzej Duda. Plotki o podwyżkach zaczęły trafiać także do polityków opozycji.  

Jak podaje portal, Andrzej Duda ma rozporządzeniem podwyższyć pensję urzędników rządowych w randze podsekretarzy stanu. Dzięki temu wzrosną też uposażenia posłów, bo ich wynagrodzenia są powiązane z wynagrodzeniami tych wiceministrów. Uposażenie bowiem odpowiada 80 proc. wynagrodzenia podsekretarza stanu.

Zgodnie z ustawą, prezydent ma prawo podnieść mnożnik, za pomocą którego wylicza się wysokość wynagrodzenia podsekretarzom. Podstawą jest kwota bazowa wynosząca 1789,42 zł. Tę mnoży się przez określoną wartość - w przypadku podsekretarza stanu wynosi ona 4,4. Właśnie ten wskaźnik mógłby podnieść prezydent. 

Takie rozwiązanie pozwoliłoby ominąć kwestię pisania ustaw i głosowań. Wiadomo bowiem, że sprawa ewentualnych podwyżek dla parlamentarzystów mogłaby rozzłościć Polaków, a debata w Sejmie jeszcze by sprawę zaogniła.

Najważniejsze, że nie będziemy musieli tego głosować - mówi Oko.press posłanka Zjednoczonej Prawicy.