Akcja ratowników TOPR-u w Tatrach. O pomoc poprosił ich mężczyzna, który wybrał się na Orlą Perć z 11-letnią córką.

 Ojciec i dziewczynka nie mieli ze sobą raków ani żadnego sprzętu koniecznego do chodzenia po śniegu i lodzie.

Śmigłowiec TOPR-u zabrał ich z północnej ściany Zamarłej Turni. Jak mówią ratownicy - było o krok od tragedii. W Tatrach powyżej 2 tys. metrów panują zimowe warunki, jest bardzo dużo twardego śniegu, konieczne jest używanie raków i czekana. TOPR-owcy podkreślają, że aby wyjść teraz na Orlą Perć, trzeba mieć bardzo duże doświadczenie. Odradzają też wycieczki z dziećmi w ten rejon.

Bardzo się bałam, było tam dużo, bardzo dużo lodu - przyznaje w rozmowie z naszym reporterem Maciejem Pałahickim dziewczynka.

Jesteśmy trzeci dzień w Tatrach, byliśmy na wyższych szlakach, które okazało się, że były przetarte, można było chodzić bezpiecznie bez raków. Natomiast ten szlak był nieprzetarty, uznałem, że bezpieczniej jest wezwać pomoc - tłumaczy ojciec 11-latki. Przeczytałem przed przyjazdem komunikat TPN, że śniegu jest za mało na raki w Tatrach - dodaje mężczyzna.

(mpw)