​Oblewali się między innymi rosołem, by wyłudzić odszkodowania. W ten sposób uzyskali co najmniej ćwierć miliona złotych. Sąd w Lublinie nie wydał dziś wyroku. W sprawie pojawiły się nowe okoliczności.

​Oblewali się między innymi rosołem, by wyłudzić odszkodowania. W ten sposób uzyskali co najmniej ćwierć miliona złotych. Sąd w Lublinie nie wydał dziś wyroku. W sprawie pojawiły się nowe okoliczności.
Zdjęcie ilustracyjne /Kuba Kaługa /RMF FM

Choć na poniedziałek zaplanowane było ogłoszenie wyroku ws. wyłudzeń odszkodowania, sąd nieoczekiwanie wznowił przewód. W kilku miejscach w aktach sprawy padały różne kwoty wyłudzonych odszkodowań i tych, których domagali się rzekomo pokrzywdzeni.

Sąd przed wydaniem wyroku postanowił doprecyzować kwoty i zwrócić się do poszkodowanych towarzystw ubezpieczeniowych.

Proceder był prosty. Oskarżeni wykupywali polisy w różnych towarzystwach. Potem oblewali się wrzątkiem i zgłaszali obrażenia w ramach ubezpieczenia NNW. Za każdym razem zgłaszane były jako nieszczęśliwy wypadek w trakcie gotowania czy podawania potraw. Mieli oblewać się rosołem albo galaretą.

Główny oskarżony i pomysłodawca procederu Waldemar F., ps. "Kefir", jak wynika z akt sprawy wykupił kilkanaście polis ubezpieczeniowych i jak wyliczyli śledczy zainkasował ponad 100 tysięcy złotych. Próbował też wyłudzić kolejne 250 tysięcy.

Do jednego z "wypadków" doszło we wrześniu 2010 roku. Z relacji Waldemara F. wynika, że zaprosił wtedy znajomych na wspólne oglądanie filmu z wesela. Dzień wcześniej ugotował dla nich rosół. "Kiedy przestawiałem garnek, rosół wylał mi się na brzuch, spodenki, nogi i podłogę" - wyjaśniał w sądzie Waldemar F. "Wskoczyłem do wanny, by ochłodzić oparzone miejsca zimną wodą" - zeznawał.

Wśród oskarżonych są m.in. Jacek W., który za dwa wypadki z galaretą otrzymał ponad 50 tysięcy złotych oraz Rafał W. , który według prokuratury otrzymał 77 tysięcy i próbował wyłudzić dodatkowy milion.

Przestępstwo wydawało się być doskonałe i nie do wykrycia, ponieważ oparzenia były autentyczne. Czujnością wykazali się jednak opiniujący lekarze. Zgłaszane oparzenia zawsze obejmowały ręce, brzuch i nogi, jednak nigdy nie były oparzone genitalia. To zwróciło uwagę towarzystw ubezpieczeniowych. Biegły sądowy ocenił, że po pierwsze nie był to rosół ani galareta, ponieważ są to tłuste substancje, wrzące w temperaturze od 200 do 250 stopni Celsjusza. Spowodowałyby więc mocniejsze poparzenia.

Najprawdopodobniej, jak ustalili biegli, podczas "wypadków" oskarżeni mogli leżeć z mokrym ręcznikiem na kroczu, a w tym czasie ktoś oblewał ich gorącą wodą.

Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do winy. Grozi im do 10 lat więzienia.

(ł)