Sąd Apelacyjny w Białymstoku utrzymał karę 25 lat więzienia dla 44-letniego mężczyzny oskarżonego o zabójstwo żony. Kobieta została oblana benzyną i podpalona; ciężko poparzona zmarła w szpitalu. Wyrok jest prawomocny.

Sąd Apelacyjny w Białymstoku utrzymał karę 25 lat więzienia dla 44-letniego mężczyzny oskarżonego o zabójstwo żony. Kobieta została oblana benzyną i podpalona; ciężko poparzona zmarła w szpitalu. Wyrok jest prawomocny.
Przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku rozpoczął się proces Tomasza Skutnika oskarżonego o podpalenie żony. (Sąd wydał zgodę na publikację wizerunki i danych osobowych oskarżonego) /Artur Reszko /PAP

Sąd apelacyjny przyjął co prawda, iż było to zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem, ale uznał, iż sprawca nie działał z zamiarem bezpośrednim, a z zamiarem ewentualnym.

Utrzymując karę 25 lat więzienia, zmienił okres, po którym mężczyzna może ubiegać się o przedterminowe warunkowe zwolnienie - zamiast po 20 latach (takie zaostrzenie przyjął sąd pierwszej instancji) może to zrobić po 15 latach więzienia.

Do tragedii doszło ponad rok temu w jednej z podbiałostockich miejscowości. Gdy kobieta kąpała się, przygotowując się do wyjścia do pracy, do łazienki wszedł jej mąż z butelką benzyny w ręce, oblał żonę łatwopalną substancją, po czym podpalił kobietę i uciekł. Zatrzymany został po kilku dniach. Ciężko poparzona kobieta zmarła w szpitalu.

Jej mąż miał już wtedy na koncie wyrok (w zawieszeniu) za znęcanie się nad żoną, trwało kolejne takie postępowanie co groziło odwieszeniem kary. Gdy doszło do tragedii, trwało też postępowanie rozwodowe, również sprawa sądowa o pozbawienie go praw rodzicielskich wobec nastoletniego syna. Mężczyzna miał problemy z alkoholem, był na leczeniu odwykowym, ale go nie zakończył.

Sąd Okręgowy w Białymstoku nie miał wątpliwości, że sprawca działał z zamiarem bezpośrednim pozbawienia życia, a do tego ze szczególnym okrucieństwem. Skazał go na 25 lat więzienia, dodatkowo zaostrzając karę w taki sposób, że 44-latek będzie mógł ubiegać się o przedterminowe zwolnienie po 20 latach. Ma też odbyć terapię z uzależnienia od alkoholu.

W pierwszej instancji Tomasz S. przyznał się, ale nie do zabójstwa, a do spowodowania obrażeń; twierdził, że nie chciał zabić. Był chorobliwie zazdrosny i podejrzewał żonę o zdradę, groziło mu odwieszenie wyroku za znęcanie się, a nawet jeśli nie, to co najmniej wyprowadzka z domu po zakończeniu sprawy rozwodowej. Żonę obwiniał o swoją sytuację, czyli o to, że był karany za znęcanie i groził mu rozwód.

Uzasadniając wyrok odwoławczy sędzia Halina Czaban mówiła, że w sprawie były dwie kwestie sporne: zamiar bezpośredni czy ewentualny sprawcy oraz czy był to czyn ze szczególnym okrucieństwem.

I zaznaczyła, że przyjęcie, iż sprawca działał z zamiarem ewentualnym (tzn. nie chciał zabić, ale działając w taki a nie inny sposób powinien był przewidywać, iż skutkiem będzie śmierć) a jednocześnie ze szczególnym okrucieństwem, nieczęsto pojawia się w rozstrzygnięciach sądów rozstrzygających w procesach o zabójstwo. Ale w tych konkretnych okolicznościach sprawy jest to, zdaniem sądu, całkowicie uzasadnione - powiedziała.

Sąd apelacyjny przyjął m.in., iż sam sposób działania sprawcy nie przesądza o tym, iż był zamiar bezpośredni zabójstwa. Musi być wykazany akt woli, to musimy udowodnić oskarżonemu, a na to brakuje materiału dowodowego - powiedziała sędzia.

I dodała, że zebrane dowody wskazują na zamiar ewentualny. Czyli na ustalenie, że sprawca nie chciał popełnić tego czynu zabronionego - mówimy o zbrodni zabójstwa, śmierci pokrzywdzonej - ale biorąc pod uwagę doświadczenie życiowe, użyty środek, sposób działania, a potem brak pomocy pokrzywdzonej, przewidywał realną możliwość popełnienia takiego skutku i na to się godził - wyjaśniała.

Sąd przyjął jednak, iż było to zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Wziął pod uwagę szczególnie drastyczny sposób działania sprawcy.


(j., mpw)