Tylko jeden dyspozytor pogotowia odbierał telefony w Gdyni, gdy operatorzy 112 chcieli wysłać karetkę do rodzącej kobiety. To najnowsze ustalenia ws. porodu na klatce schodowej. O sprawie pisaliśmy pod koniec marca. Operatorzy przez kilka minut nie mogli dodzwonić się na pogotowie. Jego dyrektor tłumaczył potem, że obie linie były zajęte. Zapewniał również, że obsługiwało je dwóch dyspozytorów.

Pracownicy Wydziały Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku przesłuchali wszystkie połączenia z nocy 21 marca. Z ich ustaleń wynika, że od północy do godziny 3:22 wszystkie połączenia w gdyńskim pogotowiu odbierał tylko jeden dyspozytor medyczny. W tym czasie telefon dzwonił tylko 5 razy. Służby wojewody tłumaczą, że w mieście tak dużym jak Gdynia, dyżurować przy telefonach powinny dwie osoby. Ustalenia te są sprzeczne z wcześniejszymi wyjaśnieniami dyrektora pogotowia, który zapewniał, że linię 999 obsługiwała dwóch dyspozytorów. Tego, co działo się przez kilka godzin z drugim dyspozytorem, nie wiadomo. Tego nie jesteśmy w stanie ustalić. Z tego co przedstawili Wojewodzie pracownicy Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, wynika że wszystkie telefony odbierał jeden dyspozytor. My nie twierdzimy, że w miejscu pracy nie było ich dwóch. Chce wyraźnie podkreślić, że na stanowisku znajdował się jeden dyspozytor, a nie dwóch tak jak to powinno wyglądać - tłumaczy Roman Nowak  rzecznik Wojewody Pomorskiego.

O kłopotach z wezwaniem karetki informowaliśmy w zeszłym tygodniu. Tutaj możesz przeczytać cały artykuł

O 2:15 w nocy pomocy potrzebowała jej kobieta, która nagle zaczęła przedwcześnie rodzić. Pogotowie - dzwoniąc pod numer 112 - próbował wezwać towarzyszący jej mężczyzna. Operatorzy 112 przez kilka minut - dzwoniąc pod dwa różne numeru -  nie byli jednak w stanie dodzwonić się do pogotowia. Gdy operatorom 112 wreszcie się to udało dziecko zdążyło już przyjść na świat. Karetkę ostatecznie wysłano - zabrała kobietę z samochodu, którym do szpitala, już po porodzie, wieźli ją bliscy.

Dwa telefony są. Obydwaj dyspozytorzy byli zajęci. To się zdarza. To jest kwestia minuty czy dwóch. Wszystko było w porządku - mówił nam w zeszłym tygodniu Marian Kentner dyrektor gdyńskiego pogotowia. Dziś jednak pytany o to co ustaliły służby wojewody zmienił zdanie. Muszę powiedzieć, że drugi dyspozytor, w pewnym sensie miał problemy żołądkowe. Z pracownikami rozmawiałem, tłumaczono mi, że miał dyspozytor miał pewne sprawy zdrowotne czy żołądkowe i po prostu z przerwami był bezpośrednio na stanowisku. Myślę, że to był zbieg okoliczności. Do tej pory czegoś takiego nie było - dodaje Marian Kentner.  

Dziś dyrektor gdyńskiego pogotowia tłumaczył się z sytuacji przed szefem Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego. Została przeprowadzone rozmowa dyscyplinująca. Dyrektor ma teraz rozmawiać ze swoimi pracownikami na temat organizacji pracy. Całe szczęście, że akcja zakończyła się szczęśliwie, dzięki przytomności i doświadczeniu operatorki numeru 112. Urodziło się zdrowie dziecko. To jednak nie zmienia faktu, że takie sytuacje nie mogą mieć miejsca w przyszłości - mówi rzecznik Wojewody Pomorskiego. Roman Nowak dodaje, że służby wojewody będą jeszcze rozmawiać o kontaktach operatorów 112 ze wszystkimi stacjami pogotowia na terenie województwa.

(ug)