W szpitalu w Białogardzie, w którym zmarła 44-letnia anestezjolog, od dwóch miesięcy trwa kontrola Okręgowego Inspektoratu Pracy - dowiedział się reporter RMF FM. W piątek wniosek o kontrolę placówki do Najwyższej Izby Kontroli zapowiedział europoseł PiS Czesław Hoc. Do śmierci lekarki, która była czwarty dzień w pracy, doszło w poniedziałek. Jak nieoficjalnie dowiedział się nasz dziennikarz, te wydarzenia można ze sobą łączyć.

Według informacji naszego dziennikarza Patryka Michalskiego, pracownicy etatowi narzekali na opóźnienia wypłat, a także na zwolnienia i zamknięcie Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej po tym, jak szpital został przejęty przez spółkę Centrum Dializ z Sosnowca.

Prawdopodobnie przez to dyrekcja szpitala zdecydowała się na korzystanie z usług lekarzy podwykonawców, których nie obowiązuje kodeks pracy, więc nie muszą mieć przerw. Formalnie jest bowiem wszystko w porządku, dlatego Państwowa Inspekcja Pracy tłumaczy, że potrzebna jest zmiana prawa, która zakazywałaby lekarzom pracy bez przerwy. 

44-letnia anestezjolożka nie pracowała w szpitalu na etacie. Do pracy w Białogardzie dojeżdżała aż z Łodzi. Wcześniej pracowała w szpitalu w Świętokrzyskiem. Również w placówce prowadzonej przez Centrum Dializa. Do Białogardu przeniosła się w czerwcu.

Pani doktor była na samozatrudnieniu, sama układała sobie grafik, i komasowała dyżury, żeby potem mieć przedłużone weekendy. Jej to odpowiadało i odpowiadało to nam. W przypadku pracownika nieetatowego nie jest to niezgodne z prawem - mówi Witold Jajszczok.

Szpital nie planuje wewnętrznego dochodzenia, które miałoby wyjaśnić, czy kobieta nie była przepracowana i czy nie przyczyniło się to do jej śmierci. Władze placówki czekają na ustalenia prokuratury. Jednocześnie zapewniają, że pacjenci z Białogardu nie zostaną bez opieki. Już udało się znaleźć anestezjologów na zastępstwo. Nowi lekarze również będą do placówki dojeżdżać z innych rejonów Polski.

(az)