Najwyższa Izba Kontroli chce, żeby władze Gierałtowic zweryfikowały wypłacone mieszkańcom dwa lata temu zasiłki powodziowe. Izba wykryła, że niektórzy dostali pieniądze zarówno z opieki społecznej, jak i od kopalni.

Po powodzi w 2010 roku osiem poszkodowanych rodzin zwróciło się do kopalni "Sośnica-Makoszowy" z wnioskami o odszkodowania z powodu podtopień, które były konsekwencją szkód górniczych. Kopalnia wypłaciła im łącznie ponad 1,4 tysiąca złotych. Jednocześnie Ośrodek Pomocy Społecznej w Gierałtowicach dał tym samym osobom zasiłki powodziowe - w sumie ponad pół miliona złotych. Wszyscy poszkodowani podpisali zobowiązania do informowania urzędu gminy o każdej zmianie sytuacji majątkowej, która wiązała się z podstawą przyznania im świadczenia.

Kontrolerzy NIK-u zwrócili się do urzędu gminy o wyjaśnienia. Wójt poinformował, że opieka społeczna nic nie wiedziała o tym, iż poszkodowani złożyli wnioski o pomoc finansową również do kopalni. Czy powodzianie będą teraz musieli oddać część pieniędzy? Nie wiadomo. Trudno byłoby określić, komu i ile mieliby zwrócić.

Więcej nieprawidłowości

Podobne próby uzyskania podwójnego odszkodowania podejmowali mieszkańcy gminy Mszana. Kopalnia Jas-Mos, która prowadzi tam eksploatację, odmówiła wypłacenia im pieniędzy właśnie dlatego, że wcześniej dostali zasiłki od gminy.

Nieprawidłowości w Gierałtowicach jest więcej. Po ostatniej powodzi w 2010 roku opieka społeczna wypłaciła zasiłki na odbudowę dwóch domów, które już 20 lat temu dostały odszkodowania od kopalń i zgodnie z obowiązującymi wtedy przepisami, powinny były być wyburzone. Tak się jednak nie stało. Właściciele nadal w nich mieszkali.

NIK zwraca uwagę w swoim raporcie, że w przypadku Gierałtowic nie było przepływu informacji między urzędem gminy a kopalnią Sośnica-Makoszowy.

Kto rozwiąże problem

Kompania Węglowa nie zamierza w tej sprawie nic robić. Według rzecznika spółki Zbigniewa Madeja, kompania wywiązała się ze swojego obowiązku i wypłaciła mieszkańcom Gierałtowic odszkodowania za szkody górnicze, które powstały przed powodzią. Zbigniew Madej mówi, że problem musi rozwiązać sama gmina.