W nocy nad Polską spłonął tajemniczy obiekt. Doszło do tego w atmosferze nad północno-wschodnią częścią kraju – dowiedział się reporter RMF FM Marek Smółka. Gdy kilka miesięcy temu mógł spaść podobny obiekt, resort obrony wprowadził stan podwyższonej gotowości w jednostkach wojskowych. Zaalarmowano także opinię publiczną. Teraz wszystko odbyło się bez rozgłosu.

Zdecydował o tym poziom zagrożenia, jaki może stworzyć obiekt, a ten był za mały, by podnosić alarm. Większość śmieci, które spadają do nas z kosmosu, jest niegroźna. Są to rzeczy małe – w momencie, kiedy wpadają w atmosferę, ulegają spaleniu - mówi pułkownik Wiesław Grzegorzewski z Dowództwa Sił Powietrznych. Te śmieci były zbyt małe, by mogły stworzyć realne zagrożenie dla ludzi.

Tajemniczy obiekt mógł być fragmentem satelity lub rakiety. Niestety w takich przypadkach musimy polegać na informacjach z zewnątrz. Tym razem doniesienia pochodziły od Amerykanów. Dostaliśmy informację od attache obrony Stanów Zjednoczonych, że koło godz. 22.20 tzw. złom kosmiczny będzie spadał na terytorium Polski - wyjaśniał pułkownik Wiesław Grzegorzewski z Dowództwa Sił Powietrznych:

Polska nie ma własnych technicznych środków do monitorowania tego typu zagrożeń. A szkoda, bo jak podkreśla Krzysztof Ziółkowski z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk, coraz więcej śmieci z kosmosu może zacząć spadać na nasz kraj. Jest duży problem z tymi obiektami, które kończą swój żywot. Dobrze, gdy wiemy, kiedy skończą, znamy ich ruch i możemy je śledzić. Wtedy jest wszystko OK, ale są też takie, które wymykają się trochę spod naszej kontroli - zaznacza.

W lutym spod kontroli wymknął się satelita, który zagrażał m.in. Polsce. Naukowiec jednak uspokaja – Amerykanie urządzili bowiem pokaz, który udowodnił, że w przyszłości poradzą sobie z kosmicznym złomem: To dowodzi, że takich sytuacji może być więcej i musimy być do tego przygotowani.