Znieczulenia w ramach NFZ-etu rodzące kobiety nie dostaną, bo szpitale dają je tylko w bardzo wyjątkowych sytuacjach. Zapłacić też nie mogą, bo zabronił tego resort zdrowia. Chlubny wyjątek na tej mapie to Dolny Śląsk. Marszałek województwa znalazł 2,5 mln zł na znieczulenia dla rodzących.

W resorcie Ewy Kopacz trwają rozmowy na temat opracowania zasad postępowania w przypadku nietolerancji przez kobietę bólu porodowego. Biorą w nich udział anestezjolodzy, ginekolodzy i położne. Szybko rozwiązań nie należy się jednak spodziewać.

Jak usłyszała nasza dziennikarka Agnieszka Witkowicz, zarysowany przez grupę zakres prac wymaga szeregu czasochłonnych uzgodnień i analiz. Co to znaczy?

Po pierwsze: niektórzy ginekolodzy w ogóle uważają znieczulenie przy porodzie za kobiecą fanaberię i nie widzą powodów, by dawać je na życzenie. Po drugie: brakuje anestezjologów, którzy mogliby opiekować się znieczuloną rodzącą w czasie porodu. Przy znieczuleniu zewnątrzoponowym na jedną rodzącą potrzebny jest jeden anestezjolog.

Poza tym brakuje pieniędzy, bo NFZ musiałby więcej za taką możliwość zapłacić. Tak więc na razie kobietom zostają naturalne metody łagodzenia bólu, w tym hipnoza.