W ciągu ostatniego roku na rynek trafiło ponad 5 tys. ampułek Corhydronu, z których część, zamiast leku przeciw alergiom, zawiera silny specyfik używany podczas operacji. Producent leku twierdzi, że do tej pory tylko w jednej fiolce preparatu stwierdzono obecność groźnej dla życia substancji.

Zażycie tego leku mogło spowodować nawet śmierć. Jednak ani producent - jeleniogórska Jelfa - ani Ministerstwo Zdrowia nie ostrzegli pacjentów przed niebezpieczeństwem. Decyzja o wstrzymaniu obrotu lekiem została podjęta 11 października, 30 października zdecydowano o wycofaniu tej partii leku. Jednak resort zdrowia dowiedział się o tym z mediów. W związku z tym Główny Inspektor Farmaceutyczny Zbigniew Niewójt oddał się do dyspozycji ministra zdrowia. Wziął on na siebie winę, że zamiast wszcząć natychmiast alarm i ostrzec pacjentów czekał, aż Jelfa sama wycofa preparat. Jak to możliwe, że resort ministra Religi blisko miesiąc nie wiedział o zagrożeniu? Posłuchaj relacji reportera RMF Mariusza Piekarskiego:

To był farmaceutyczny czerwony alert - mówi profesor Zbigniew Fijałek z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. Ta placówka w badaniach potwierdziła pomyłkę z zamianą leków. Po wykryciu błędu błyskawicznie zaalarmowano producenta, inspektorat farmakologiczny i wszystkie kraje UE, gdzie mógł trafić lek. Jeleniogórska Jelfa nie zastosowała się jednak do poleceń nadzoru farmaceutycznego. Na specjalnie zorganizowanej w tej sprawie konferencji zostało to nazwane pierwszą tego typu sytuacją w historii polskiej farmacji.

Teraz, zdaniem prof. Fijałka, powinno się sprawdzić wszystkie informacje ze szpitali, którym pacjentom podano ten lek i to czy były jakieś skutki negatywne.

Jako skandal określił Zbigniew Religa to, że Ministerstwo Zdrowia nie zostało poinformowane o tym, że na rynek przez pomyłkę trafił lek zagrażający życiu. Z ministrem rozmawiał Konrad Piasecki:

A co o aferze mówią byli ministrowie zdrowia? Marek Balicki twierdzi, że przebieg wydarzeń wyraźnie wskazuje na złamanie zasad prawa. Z dyrektorem warszawskiego szpitala wolskiego rozmawiał reporter RMF FM Tomasz Skory:

Podanie medykamentu może spowodować bezdech czasem poprzedzony drgawkami. Co robić w tej sytuacji? Jest to na tyle krótko działający środek, że zastosowanie sztucznego oddychania niezależnie od sposobu w jaki się to wykonuje powinno w przeciągu kilkunastu sekund doprowadzić do powrotu własnego oddechu pacjenta - radziła na specjalnie zwołanej konferencji prasowej wiceminister zdrowia Anna Gręziak, lekarz anestezjolog.

Na konferencji poinformowano, że co najmniej kilka tysięcy pacjentów może mieć ten lek u siebie w domach. Jest przepisywany przez lekarzy na receptę, w ciężkich przypadkach alergii. Stąd apel do wszystkich, którzy mogli otrzymać w ciągu ostatnich miesięcy lek, by jeśli mają go w domu odnieśli do pobliskiej apteki.

Wiadomo, że partia wadliwych leków liczyła 6609 opakowań. W aptekach, szpitalach i hurtowniach odnaleziono 1071 pudełek specyfiku. Pytanie, gdzie jest reszta? Cezary Śledziewski, prezes związku pracodawców przemysłu farmaceutycznego, podkreśla, że producent i dystrybutorzy posiadają dokładne raporty ze sprzedaży Corhydronu. Przy dobrych chęciach lek skutecznie może być usunięty z rynku - mówi Śledziewski. Dlaczego jeleniogórska Jelfa, która jako producent odpowiada za wycofanie leku z rynku, nie przeprowadziła kampanii ostrzegającej? Sprawdzała to Agnieszka Milczarz:

Ministerstwo Zdrowia niestety nie wie, ile niebezpiecznych ampułek znajduje się w szpitalach, aptekach i domach – mówi wiceminister Bogusław Piecha:

Ministerstwo Zdrowia uruchomiło specjalną infolinię w sprawie afery z Corhydronem. Telefon 0 800 190 590.