"Śpimy na strychu, na sianie - trzech braci i ciotki. Godzina 5 czy 6 - huk straszny, coś przelatuje. Pędem pobiegliśmy za stodołę, patrzymy w stronę wschodu. Policzyłem - 36 samolotów, wszystkie dwupłatowce". Tak wybuch wojny wspomina Marian Jędo, autor książki "Mój wrzesień 1939", wydanej przez Muzeum Armii Krajowej w Krakowie. Publikacja opatrzona jest własnoręcznie sporządzonymi i pokolorowanymi rysunkami. Mamy dla Was 10 egzemplarzy tej książki. Jak je zdobyć? Sprawdźcie.

"Śpimy na strychu, na sianie - trzech braci i ciotki. Godzina 5 czy 6 - huk straszny, coś przelatuje. Pędem pobiegliśmy za stodołę, patrzymy w stronę wschodu. Policzyłem - 36 samolotów, wszystkie dwupłatowce". Tak wybuch wojny wspomina Marian Jędo, autor książki "Mój wrzesień 1939", wydanej przez Muzeum Armii Krajowej w Krakowie. Publikacja opatrzona jest własnoręcznie sporządzonymi i pokolorowanymi rysunkami. Mamy dla Was 10 egzemplarzy tej książki. Jak je zdobyć? Sprawdźcie.
Niemcy na polskiej granicy 1 września 1939 roku / Archiwum /PAP

Wojna zaskoczyła pana Mariana w rodzinnej miejscowości jego matki, w Piaskach Wielkich, niedaleko Krakowa (dziś to część miasta). Miał wtedy 18 lat. Jak opowiada w rozmowie z dziennikarką RMF FM Dominiką Panek, tej nocy spał wraz z braćmi i ciotkami na strychu domu. Zbudził ich straszliwy huk.

Jak tylko usłyszeliśmy samolot, to pędem pobiegliśmy 50 metrów za stodołę. Tam jest wzgórze, widziałem Rakowice jak na dłoni. Potem zbiegliśmy na pole. Widzimy - znowu leci Czapla, polski samolot wywiadowczy. Nisko przelatywał… Patrzę się w stronę wschodu - szum jakiś niesamowity. Policzyłem - 36 samolotów,  wszystkie dwupłatowce. Nad nami zaczęły się przegrupowywać. Okazało się, że kilku ludzi dostało kulę - czyli one jak leciały, to strzelały na ziemię - wspomina.

Ale w samym Krakowie nie było czuć paniki. Pamięta jednak, że strach towarzyszył tym, którzy szli ze Śląska…

To była ucieczka Polaków ze Śląska. Tych, którzy czuli, że Niemcy będą ich mordować. Wyprowadzali się z całym dobytkiem. Chłopi mieli wozy, a jeśli ktoś nie miał wozu - to na nogach - opowiada. Przez Piaski szła szosa, która łączyła Wieliczkę ze Skawiną. Ze Skawiny jechało i wojsko, i tabory. Ślązacy byli już u nas 3 września. To jechało cały dzień, całą noc - wspomina.

Kilka dni po wybuchu wojny, 5 września, razem z bratem Stanisławem i wujkiem Łukaszem pan Marian wyruszył w pieszą wędrówkę na wschód Polski. By dołączyć do szeregów walczącego wojska. Już 1 września był apel w Warszawie, żeby wszyscy Polacy zdolni do walki szli na Wschód, bo tam wojna będzie się odbywała. Polska będzie się bronić ze wschodu i tam będą potrzebni żołnierze – mówił nam.  

17 września – w dniu rozpoczęcia agresji sowieckiej – wraz z bliskimi pan Marian dotarł do Saren na Polesiu. W obawie przed Sowietami postanowił jednak wracać na zachód. Po przekroczeniu Bugu został jednak pojmany i trafił do grupy jeńców polskich, z którą dotarł do Lublina.

Po przejściu Bugu zabrali nas do tego ogromnego tłumu polskich jeńców. Pamiętam, byliśmy na lotnisku w Lublinie. A tam leżały dziesiątki tysięcy Polaków. W dzień przyjechały samochody niemieckie. Rzucili przy hangarach chleb. Co się działo! Zbiegli się, kto tylko żył. Jedni drugich deptali, jak mrowisko, co chwilę wychodził ktoś pokrwawiony - opowiada.

Z Lublina przez Tarnobrzeg i Rzeszów ruszył w kierunku rodzinnych stron. 28 września udało mu się powrócić do Piasków Wielkich. Do połowy października, to ja sobie nie zdawałem sprawy, że wojna ze strony Niemców to będzie taka rzeź Polaków - przyznaje w rozmowie z nami.

Kolejne wojenne lata to współpraca z AK. Wiosną 1943 r. został dowódcą grupy osłony radiostacji „Wisła”. Pod koniec lipca 1944 r. podczas marszu na akcję w Krakowie został zatrzymany na Krzemionkach. Nie miał dokumentów, trafił do aresztu, został dotkliwie pobity. Dzięki wstawiennictwu ojca – wachmistrza żandarmerii z czasów monarchii austro-węgierskiej udało się załatwić jego zwolnienie.

Po tym czasie Jędo zajmował się już cały czas konspiracyjną działalnością w osłonie radiostacji „Wisła”. W marcu 1945 r. powołany do Ludowego Wojska Polskiego. W sierpniu - został skoszarowany w Poznaniu. Tam za namową swojego dowódcy zdezerterował do domu.

Do połowy 1946 r. angażował się w pracę konspiracyjną Stronnictwa Pracy. W kwietniu jako dezerter z LWP skorzystał z amnestii, wstąpił do liceum mechanicznego w Krakowie, które ukończył w 1949 r. Następnie pracował w Centralnym Biurze Konstrukcyjnym Urządzeń Chemicznych w Krakowie „CEBEA”. Po kilku latach zaczął pełnić funkcję starszego inżyniera – konstruktora. Po 35 latach pracy przeszedł na wcześniejszą emeryturę.

Dominika Panek, Monika Kamińska