Premier obiecywał, że będzie korzystał z samolotów rejsowych, bo rezygnuje z rządowego bizancjum i oszczędza. Tymczasem jego europejski tour wygląda imponująco: Wilno, Bruksela, Rzym, Ostrawa, Berlin, Paryż, Lizbona i znów Bruksela. Donald Tusk poleciał rejsowym samolotem tylko raz, do Brukseli. Przed i po tej wyprawie korzystał już tylko z rządowego Tu-154.

Taka sytuacja była do przewidzenia. Logistyka i bezpieczeństwo robią swoje i żaden rząd, mimo szczerych chęci, nie jest w stanie tych trudności pokonać. Ale okazuje się, że koszty podróży sa wyższe, niż być powinny.

Wszystko dlatego, że rządowy Tu-154, nowym zwyczajem nie wraca od razu do Warszawy, gdzie wrócić musi, tylko nadrabia drogi, bo najpierw zawozi premiera do Gdańska. Tak było, gdy Donald Tusk wracał z Wilna i Rzymu. Tak też było, gdy leciał z wizytą do czeskiej Ostrawy, przez Gdańsk.

Minister z kancelarii premiera Sławomir Nowak przekonuje, że wykorzystywanie samolotu rządowego jest, pomimo wszystko tańsze:

Sprawdziliśmy to; godzina lotu Tu-154 to wydatek rzędu 36 tysięcy złotych, bilet na samolot rejsowy z Warszawy do Gdańska dla jednej osoby kosztuje maksymanie 400. Dzisiaj premier też wraca do domu z Brukseli, omijając stolicę leci prosto do Trójmiasta.