Sparaliżowany Janusz Świtaj zaczyna walkę o referendum w sprawie eutanazji. Jego prośba o śmierć trafiła z sądu w Jastrzębiu do Gliwic. Mężczyzna, po ciężkim wypadku motocyklowym, żyje tylko dzięki respiratorowi.

Przyjaciele podpowiedzieli mi, by nie czekać na decyzję sądu i zebrać podpisy w sprawie referendum i zmian w ustawie o służbie zdrowia - mówi. Przykuty od 14 lat do łóżka człowiek chce, m.in. za pomocą internetu, zebrać w ciągu dwóch miesięcy wymagane 100 tys. podpisów. Segregacją i liczeniem formularzy mają zająć się wolontariusze.

Występuję w imieniu podobnych do mnie osób. One też mają nie tylko prawo decydować o swoim odejściu, ale jeśli tak zdecydują, żyć w godnych warunkach do swojej naturalnej śmierci pod właściwą opieką zapewnioną przez państwo. Podpisy w sprawie zmian ustawowych zostaną zawiezione do ministra zdrowia Zbigniewa Religi, aby z urzędu nadał bieg sprawie - zapowiada Świtaj.

Janusz Świtaj zbiera też głosy poparcia dla kolejnej inicjatywy. Będzie domagał się od rządzących solidarnego i godnego traktowania chorych w jego sytuacji. Jak powiedział reporterce RMF FM Anecie Goduńskiej, nie powinno być tak, że o pielęgniarkę czy psychologa ludzie ci muszą prosić nawet po kilka lat.