165 złotych za cały dzień liczenia głosów to okazuje się za mało. Nie ma chętnych do pracy w komisjach wyborczych. Niewykluczone więc, że urzędnicy będą dzwonili na chybił trafił, by tylko znaleźć chętnych do liczenia głosów - pisze "Zycie Warszawy".

Praca w komisji wyborczej trwa od szóstej rano do nocy, kiedy po zamknięciu lokali komisje liczą głosy.

Nie ma wysokich wymagań dla kandydatów do takiej pracy. Nie ma znaczenia wykształcenie ani dobra opinia, jak w przypadku kandydatów na ławników. Kandydat musi być tylko wpisany do rejestru wyborców.

Urzędnicy podejrzewają, że tym razem z namówieniem do pracy może być problem, bo komitety wyborcze, które zwykle zgłaszają swoich ludzi, zostały zaskoczone wyborami. Chętni niezwiązani z partiami to rzadkość. Każdy pracujący przy liczeniu głosów musi najpierw przejść szkolenie, później przynajmniej pół dnia spędzić komisji, a następnie do późnej nocy liczyć głosy.