Do endokrynologa w ramach NFZ dopiero za cztery lata - taki termin oczekiwania na wizytę w jednej z wrocławskich przychodni znalazła nasza reporterka. Limit przyjęć pacjentów na ten rok już został wyczerpany. W innych dolnośląskich przychodniach tez nie jest dobrze. Cały czas przysyłacie do nas maile, opisując swoje problemy z zarejestrowaniem się do specjalistów.

Nowych pacjentów nie przyjmuje już endokrynolog w jednej z 29 wrocławskich i podwrocławskich przychodni, w których ci specjaliści pracują. Pielęgniarka w rejestracji owszem, umawia na wizyty, ale uprzedza, że trzeba uzbroić się w cierpliwość. Na pierwszy wolny termin u endokrynologa trzeba bowiem poczekać do 2015 roku. W innych przychodniach we Wrocławiu terminy są mniej odległe, ale też nie natychmiastowe. Najwcześniej na wizytę u specjalisty można się umówić dokładnie za rok. Od ręki można się oczywiście umówić na wizytę prywatną, trzeba się jednak liczyć z kosztem rzędu 100 złotych.

Okazuje się, że endokrynologów jest za mało. Na Dolnym Śląsku przyjmuje zaledwie 50 endokrynologów, dla porównania chirurgów jest blisko tysiąc. Specjalistę trudno więc ściągnąć do pracy w przychodni, bo najczęściej wybiera on pracę w zaciszu prywatnego gabinetu, za większą stawkę.

Problemem jest też stawianie diagnozy. Podobno lekarze pierwszego kontaktu z najdrobniejszym problemem hormonalnym wysyłają pacjentów do endokrynologa, choć mogliby poradzić sobie sami. Nie robią tego, bo badania są drogie, więc wolą je przerzucić na budżet specjalistów.

Kolejka się zagęszcza również dlatego, że mnóstwo pacjentów zapisuje się na wizytę na zapas, nawet jeśli nie mają konkretnej potrzeby. A że termin jest odległy, to niektórzy zapominają i nie przychodzą na wizytę wcale blokując miejsce tym, którzy naprawdę potrzebują konsultacji. Nieobecni pacjenci nie płacą kary za zablokowanie terminu wizyty, a chorzy czekają na konsultację latami, albo płacą za wizytę prywatną.

A oto Wasze problemy z rejestracją do lekarzy:

"Mój teść‚ jeszcze w starym roku, dostał skierowanie na masaż. 3. stycznia 2011roku udał się do jednej z poznańskich przychodni, żeby się zarejestrować. Jakie było jego zdziwienie, gdy od pani w rejestracji usłyszał‚ że na rok 2011 wszystkie terminy masażu są już zajęte. Zaznaczam, że był drugi w kolejce, a w starym roku nikt nie przyjmował zapisów, gdyż nie było kontraktów z NFZ." - Rafał
"Moja żona w piątym miesiącu ciąży dostała skierowanie na EKG serca. W rejestracji usłyszeliśmy, że najbliższy możliwy termin jest za 9 miesięcy. Żona zdążyła wcześniej urodzić." - Samal
"Dzisiaj rano o 7.30 chciałam się zarejestrować do kardiologa w przychodni specjalistycznej w Rybniku na Śląsku. Nie udało mi się to, bo podobno pacjentów rejestrowano 7,8 i 9 grudnia 2010, o czym ja nie miałam zielonego pojęcia. Każdego roku było tak że miałam wizytę w grudniu, ale w zeszłym roku miałam w listopadzie, a rejestrować się miałam dopiero w styczniu albo lutym następnego roku, bo w listopadzie i grudniu nigdy nie było jeszcze wiadomo jak lekarze mają zaplanowane urlopy. No i się zdziwiłam jak mi powiedziano, że terminów na ten rok już nie ma :( " - Magda z Żor na Śląsku
"Sąsiadka była u ortopedy, kwalifikuje się na tzw. sztuczne kolano. W kolejce jest zapisana na rok 2019. Powiedziała, że raczej tej daty nie dożyje. :)" - Słuchacz
"Jak słuchałam Faktów o godz. 8.00 to tak jakbym słyszała o tym co się dzieje w moim mieście - Grudziądzu. Tydzień temu dostałam skierowanie od ginekologa do poradni endokrynologicznej w szpitalu w Grudziądzu. Od wielu lat kiedy potrzebuje porady jakiegoś lekarza przeważnie wybieram wizyty prywatne, bo nie chcę zbyt długo czekać, a jeżeli to jest sprawa pilna to koniecznie wizyta prywatna. Tym razem postanowiłam, że skontaktuję się z poradnią i sprawdzę, na kiedy można się zarejestrować. Oczywiście nie miałam żadnych złudzeń, że będzie to termin za 2 tygodnie, ale może chociaż za 2 miesiące... Po tym co usłyszałam w słuchawce nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Termin dostałam na styczeń, ale 2012 roku. W porównaniu z Wrocławiem, nie jest więc aż tak źle. :) Podobno to wina pacjentów, bo umawiają się na wizyty, potem idą prywatnie, a wizyt w poradni szpitalnej już nie odwołują i tworzy się takie błędne koło. A czy nie można by od tych pacjentów wziąć numerów telefonów i na kilka dni przed wizytą zadzwonić i upewnić się czy wizyta jest aktualna?" - Magda z Grudziądza