Niecodzienna wpadka złodziei w Jasienicy na Podbeskidziu. Zdradził ich telefon do niewłaściwej osoby. Powiedzieć o nich "gang Olsena" to mało. A wszystko z czeskim językiem w tle.

Ta historia przypomina sceny ze słynnej komedii o grupie złodziejaszków - tytułowy gang Olsena - która zawsze misternie planuje skok, a potem coś jednak nie wychodzi i na końcu zawsze i tak łapie ich policja. W tym akurat przypadku właściwe jest też określenie "czeski film", bo i zamieszania jest sporo, i główną rolę grają właśnie Czesi.

W okolicy Bielska-Białej jest mnóstwo punktów i hurtowni, gdzie kupuje się części samochodowe. W jednym z takich miejsc podobne zakupy robili obywatele Czech. Potem wpadli jednak na pomysł, żeby hurtownię okraść.

Pierwszy skok był udany. Dlatego kilka dni później nocą wrócili w to miejsce i ukradli koła, radioodtwarzacze, opony oraz inne samochodowe części i urządzenia. I kiedy towar był już zapakowany, w środku nocy jeden ze złodziei wykręcił numer telefonu i powiedział po czesku: "Zrobiliśmy to. Załatwione". I rozłączył się.

Pech jednak chciał, że...pomylił numery i zupełnie nieświadomy komu to mówi, zadzwonił nie do swojego zleceniodawcy, ale do...właściciela hurtowni, którą właśnie okradł. A ponieważ kilka dni wcześniej hurtownię już okradziono, właściciel zaniepokojony tym, że ktoś w nocy dzwoni do niego i po czesku informuje, że akcja się udała, pojechał na miejsce.

Kiedy się tam pojawił, złodzieje natychmiast zaczęli uciekać. Właściciel hurtowni ruszył za nimi w pogoń i zawiadomił policję. Złodzieje byli sprytniejsi i udało im się uciec. Ale niebawem samochód z czeskimi numerami rejestracyjnymi zatrzymała policja .Złodzieje nie mieli jednak ze sobą żadnych skradzionych przedmiotów. Ale szybko okazało się, że uciekając zdążyli je ukryć. Kryjówkę znaleźli w Skoczowie, w pobliżu dworca kolejowego. Wszystko schowali pod...stojący tam pociąg. Dlatego nie było problemu z odzyskaniem łupu.

Trzem złodziejom, którzy mieszkają około 100 km od polsko-czeskiej granicy postawiono zarzuty kradzieży i zwolniono ich. Grozi im teraz kara do 5 lat więzienia. Ale o wiele bardziej dotkliwy może być dla nich śmiech i kpina tych, którzy będą teraz opowiadać historię, jak to trzech złodziei z czeskiego Havirowa osobiście telefonicznie zawiadomiło o kradzieży tego, którego właśnie okradali.


(j.)