Wojskowy Sąd Okręgowy, prowadzący proces siedmiu żołnierzy oskarżonych o zabicie cywili w rejonie afgańskiej wioski Nangar Khel, przesłuchał wszystkich dostępnych obecnie świadków. Części świadków nie można wezwać, gdyż przebywają na misji w ramach kolejnych zmian kontyngentu, część przechodzi badania lekarskie po powrocie z misji lub jest na obowiązkowych urlopach zdrowotnych.

Niewykluczone więc, że na najbliższe terminy w listopadzie wezwani zostaną biegli. Do przesłuchiwania kolejnych świadków - głównie żołnierzy 18. bielskiego batalionu desantowo-szturmowego - sąd powróci, gdy będzie to możliwe.

Przesłuchiwany w czwartek st. szer. Jacek K. zeznał, że to Amerykanie ujęli dwóch rebeliantów, których zatrzymano w okolicy, gdzie doszło do wybuchu miny pułapki pod amerykańskim pojazdem i polskim transporterem, co poprzedziło zajście w wiosce. Przekazali ich nam. Jeden był ranny, wezwano do niego medevac, drugi nie wymagał pomocy - powiedział. Świadek nie był jednak w stanie powiedzieć, czy śmigłowce, które później - jego zdaniem, jeszcze dwukrotnie - przylatywały do wioski po poszkodowanych, zostały ostrzelane przez rebeliantów. Nic takiego nie widziałem, ale mogło się tak zdarzyć, bo jedna z maszyn odpaliła racę. Nie wiem jednak, dlaczego - czy żeby oświetlić miejsce lądowania, czy z innego powodu - ocenił. Drugi ze świadków - st. szer Bogdan K. - zeznał, że chyba raczej nie było sytuacji, żeby śmigłowce były ostrzelane.

Według st. szer. Jacka K., w zachowaniu dowódcy bazy Wazi Khwa kpt. Olgierda C. po zdarzeniu nie było nic szczególnego. Powiedział nam, że sprawa jest wyjaśniania i żeby nie rozsiewać plotek - powiedział K. Moim zdaniem, C. to dobry dowódca, zawsze był rozsądny, podejmował trafne decyzje - dodał.

Na ławie oskarżonych zasiada w procesie siedmiu wojskowych: kpt. Olgierd C. (jako jedyny nie zgadza się na podawanie danych), ppor. Łukasz Bywalec, chor. Andrzej Osiecki, plut. Tomasz Borysiewicz i trzech starszych szeregowych: Damian Ligocki, Jacek Janik i Robert Boksa. Sześciu oskarżono o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi kara dożywotniego więzienia, siódmego - o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi od pięciu do 15 lat pozbawienia wolności i - w wyjątkowych przypadkach - kara 25 lat więzienia.

Wskutek ostrzału wioski przez polskich żołnierzy 16 sierpnia 2007 roku na miejscu zginęło sześć osób - dwie kobiety i mężczyzna (pan młody, przygotowujący się do uroczystości weselnej) oraz troje dzieci (w tym dwoje w wieku od trzech do pięciu lat). Trzy osoby, w tym kobieta w zaawansowanej ciąży, zostały ciężko ranne.