Ekipy ratunkowe szukające w kopalni Murcki-Staszic zaginionego mężczyzny, namierzyły sygnał z jego lampy. Pracownik Ruchu Boże Dary nie wyjechał z dołu po zakończeniu pracy. Od godziny 2:00 w nocy jest poszukiwany.

Około godz. 11.00 namierzono sygnał z lampy z zaginionego pracownika. Dochodził ze zbiornika przesypowego, pod węglem. Zbiornik jest owalny o średnicy rozszerzającej się od 7 do 12 metrów, wysoki na 24 metry.

Teraz ratownicy muszą od góry dotrzeć do źródła sygnału. Ręcznie usuwają węgiel i kamień, który leży powyżej.

Niewykluczone, że w zbiorniku znajduje się jedynie lampa z nadajnikiem. Wiele jednak wskazuje na to, że mężczyzna wpadł do zbiornika z wysokości co najmniej kilkunastu metrów. Jedna z hipotez zakłada, że mógł - wbrew przepisom - jechać na taśmociągu i nie zdążył zeskoczyć na czas. Tej możliwości oficjalnie nie komentują przedstawiciele holdingu.

Zaginiony mężczyzna, pracownik Ruchu Boże Dary, jest zatrudniony jako tokarz. Powinien był zgłosić się na wyjazd z dołu najpóźniej o 1.50. Nie zrobił tego, nie zdał lampy, aparatu ucieczkowego, a w szatni wisiały jego czyste ubranie. Dlatego też rozpoczęto akcję poszukiwawczą.

Lampa, podająca stały sygnał radiowy, to obowiązkowe wyposażenie każdego górnika. Ma pomagać w dokładnej lokalizacji osób w razie zawału, zasypania. Jej sygnał jest odbierany z odległości 10-15 metrów.

mat. prasowy (j.)