Rząd zrezygnował z nowelizacji przepisów, które mogły zmusić deweloperów do odpowiedniej kolejności przy budowie osiedli. Powinno być tak, że najpierw powstają drogi, a dopiero później bloki. W Polsce niestety często jest odwrotnie. Dochodzi także do tak kuriozalnych sytuacji jak w Miasteczku Wilanów w Warszawie, gdzie miasto musi wykupić od deweloperów grunty pod jezdnie, szkoły i przedszkola.

Już 2 lata temu Ministerstwo Infrastruktury obiecywało nam, że lada dzień gotowe będą przepisy, które unormują sytuację. Nowelizacja ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym trafiła do Kancelarii Premiera kilkanaście miesięcy później. Niestety urzędnicy uznali, że sprawa jest tak skomplikowana, że zrezygnowali z uchwalenia. Odpowiedź na pytania naszego reportera tak bardzo nas zdumiała, że postanowiliśmy załączyć ją w oryginale:

Wyjaśniamy, że projekt, którym zainteresował się Pan na stronie MI, to nowelizacja ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym oraz niektórych innych ustaw. Zespół ds. Programowania Prac Rządu 24 marca br. negatywnie zaopiniował dalsze procedowanie dokumentu, przyjmując, iż, z uwagi na treść, wymaga on dłuższych prac analitycznych.

Z poważaniem

Centrum Informacyjne Rządu

Kancelaria Prezesa Rady Ministrów

Trudno coś dodać. Bo to przecież oznacza, że dłuższe prace analityczne są ponad siły tego rządu. Co innego, jeśli można coś szybko i być może byle jak uchwalić. Wtedy rząd potrafi pracować.

Założenia nowelizacji były takie, że deweloper, który przyszedłby po zgodę na budowę osiedla musiałby najpierw wybudować do niego dojazd. Ważnym elementem był także fakt, że po wybudowaniu droga powinna zostać nieodpłatnie przekazana gminie. Samorządów często nie stać na budowę nowych dróg i wciąż zdarza się tak, że powstaje osiedle, do którego mieszkańcy muszą przez wiele lat dojeżdżać po piasku lub błocie. A jeśli już deweloper zdecyduje się w końcu wybudować dojazd, życzy sobie, by gmina odkupiła od niego gotową drogę za niemałe pieniądze.

Do tak kuriozalnej sytuacji doszło w Warszawie przy budowie Miasteczka Wilanów. Nie było przepisów, a urzędnicy nie potrafili należycie zabezpieczyć interesów miasta i teraz muszą wypłacić deweloperowi 175 milionów złotych za grunty pod nową jezdnią, którą po wielu latach bojów miasto wybudowało. Urzędnicy nie zaplanowali też miejsca na przedszkola, żłobki i szkoły. Teraz mogą je wybudować, ale za działki pod nie, deweloper życzy sobie ponad 40 milionów złotych.

Ze wspomnianego Miasteczka Wilanów, w którym mieszka już kilkadziesiąt tysięcy ludzi jest tylko 5 dróg wyjazdowych. Z tego jedna, jednokierunkowa, do sąsiedniej dzielnicy Ursynów i druga, ułożona z betonowych płyt, na których można stracić podwozie.

W innej dzielnicy, na warszawskiej Białołęce jest nieco inaczej. Tam burmistrz stosuje jeden z paragrafów ustawy o drogach publicznych i twierdzi, że z powodzeniem jest w stanie porozumieć się z deweloperami tak, by najpierw budowali oni drogi, a dopiero później osiedle. Bez deklaracji o budowie dróg, a następnie ich bezpłatnym przekazaniu władzom nie otrzymują oni zgody na budowę bloków. Okazuje się więc że jeśli się chce, można ten problem odpowiednio rozwiązać. Znowelizowana ustawa na pewno by w tym gminom pomogła. Niestety rząd zdecydował, że przepisy są tak skomplikowane, że zrezygnował z dalszego procedowania projektu.