"Genomiczna Mapa Polski" - idea która narodziła się w głowach naszych uczonych mniej więcej 5 lat temu - od niedawna stała się tematem alarmistycznych artykułów.


1. "Helisa" polska

"Genomiczna Mapa Polski" tworzona jest dzięki kilku tysiącom ludzi, którzy oddali krew, godząc się na dalsze używanie do badań danych o ich kodzie genetycznym. Dzięki nim ma powstać baza danych o polskich genach. To cenna wiedza np. dla koncernów farmaceutycznych, ale też - jak ostrzegają amerykańskie służby - dla chińskich władz. Więcej informacji na ten temat znajdziecie w artykułach i wywiadach na rmf24.pl.

Sprawą zajął się u nas najpierw Michał Zieliński. Dziennikarz RMF FM, autor podcastu "Wielkie pieniądze, wielki świat" zaprosił do rozmowy przewodniczącego Komitetu Genetyki Człowieka i Patologii Molekularnej PAN profesora Michała Witta. Według ocen komitetu, na Dalekim Wschodzie jest już pełna informacja genetyczna o stu tysiącach Polaków. W dodatku ostatnio w ambitny projekt tworzenia „Genomicznej Mapy Polski” włącza się chiński koncern, który według amerykańskich służb specjalnych może służyć chińskim władzom jako "globalne narzędzie do gromadzenia genetycznych baz danych - czytamy w artykule Michała Zielińskiego. 


Ja poprosiłem o komentarz prof. Marka Figlerowicza - zaangażowanego w projekt dyrektora Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu. 

W naszych badaniach od początku chodziło o to, byśmy nie byli pionkiem w genetycznym pojedynku wielkich graczy - USA i Chin - tak profesor Figlerowicz tłumaczył cel swoich działań w rozmowie ze mną w porannym programie w internetowym radiu RMF24. Odpierał zarzuty profesora Witta i opisał na czym polega jego zdaniem cały problem z genomicznym projektem. Przy okazji ujawnił na naszej antenie, że za rok mapa powinna być już gotowa. Stałoby się to wcześniej, gdyby nie pandemia - dodał.   

2. "Helisy" chińska i amerykańska 

Już w zeszłym roku - pierwszym roku pandemii - śledziłem na bieżąco doniesienia na ten drażliwy, wrażliwy temat. 

Już od kilku lat rząd w Chinach zbiera w całym kraju próbki DNA od milionów mężczyzn i chłopców, którzy nie są podejrzani o popełnienie przestępstwa - przeczytałem na przykład we wnioskach raportu opublikowanego w zeszłym roku przez Australian Strategic Policy Institute. Autorzy twierdzili, że program nadzoru genetycznego chińskiego rządu nie ogranicza się do Sinciangu, Tybetu i innych obszarów zamieszkanych głównie przez represjonowane mniejszości etniczne. Baza DNA tworzona jest dla całego Państwa Środka. 

Według ówczesnych szacunków twórców raportu, celem komunistycznych władz jest zebranie próbek od 35 do 70 milionów mężczyzn i chłopców. Kiedy ten genetyczny zbiór dodamy do oficjalnych dokumentów rodzinnych, nagrań z monitoringu i zeznań świadków w raportach policyjnych, okazuje się, że totalitarny system dysponuje potężnym narzędziem do wyśledzenia każdego mężczyzny, chłopca, lub - jeśli to nie wystarczy- jego krewnego z dowolnego powodu, który władze uznają za stosowny.

Rząd chiński zaprzeczał istnieniu takiego programu, ale od czasu opublikowania raportu badacze z Australian Strategic Policy Institute odkrywali rozproszone dowody online ujawniające ogromną skalę programu, w tym raporty rządowe i oficjalne zamówienia na zestawy DNA i usługi testowe. Próbki są zbierane w całym kraju: w południowo-zachodnich prowincjach Yunnan i Guizhou , w środkowo-południowym Hunan, w Shandong i Jiangsu na wschodzie, oraz na północy, w autonomicznym regionie Mongolii Wewnętrznej.

Pomyślałem o nowym rozwinięciu skrótu DNA w okresie "koronamorfozy" (pandemicznej zmiany paradygmatu cywilizacyjnego): Dziedzina Nowego  Autorytaryzmu. Australijczycy zdobyli fotograficzne materiały świadczące o tym, że chińska policja pobiera krew od uczniów w szkołach, co jest naruszeniem zasad wynikających z Konwencji ONZ o prawach dziecka. Nawet oficjalne dokumenty świadczą o tym, że materiał genetyczny jest już zbierany w głównych ośrodkach miejskich, kiedy przez pewien czas wydawało się, iż skupiono się głównie na społecznościach wiejskich. Dokument, dostępny na stronie internetowej rządu regionu Syczuan, szczegółowo opisuje utworzenie bazy danych DNA przez Biuro Bezpieczeństwa Publicznego miasta Chengdu, stolicy tej prowincji. Z tego dokumentu można się dowiedzieć, w jaki sposób 17 urzędów bezpieczeństwa publicznego zebrało próbki DNA od prawie 600 000 mężczyzn z całej metropolii - to około 7 procent męskiej populacji Chengdu (zakładając, że mniej więcej połowa całkowitej populacji miasta liczącej około 16,6 mln to mężczyźni).  Stworzenie ogromnej genetycznej bazy danych o lokalnych mieszkańcach ma pomóc policji „utrzymać porządek publiczny". 

W Chinach oznacza to utrzymanie totalitarnego monopolu władzy przez partię komunistyczną. Niezgoda to przestępstwo, a operacje policyjne są kluczową częścią państwowego aparatu represji. Chińska policja nie wykonuje tej pracy sama. Prywatne firmy, zarówno chińskie, jak i zagraniczne, są współwinne tego niezwykle rozległego i złowieszczego zamachu na prywatność chińskich obywateli - czytam we wnioskach raportu australijskiego instytutu.  

Huangrui Scientific Instruments Ltd. - firma z siedzibą w Hunan, producent urządzeń medycznych i leków - sprzedała Biuru Bezpieczeństwa Publicznego miasta Liuyang około 140 000 zestawów do testów DNA wyprodukowanych przez amerykańską korporację Thermo Fisher Scientific. Australijski Instytut Polityki Strategicznej skontaktował się z Thermo Fisher International z prośbą o komentarz. Nie otrzymał odpowiedzi. Jedynie w oświadczeniu wydanym dla "The New York Times"  przedstawiciel  amerykańskiego dostawcy medycznego napisał,  że firma jest „dumna ze współuczestnictwa  w wielu pozytywnych działaniach, w których zastosowano identyfikację DNA, począwszy od tropienia przestępców zaangażowanych w handel ludźmi po uwalnianie z aresztu niesłusznie oskarżonych”. Ten komunikat  nie odnosił się jednak w żaden sposób do obaw Australijczyków co do powszechnego nadużywania danych genetycznych przez chiński reżim. Korporacja Thermo Fisher była wcześniej krytykowana przez organizacje praw człowieka i naukowców za dostarczanie władzom w Pekinie sprzętu do pobierania i analizy DNA w kampanii represji wobec mniejszości etnicznych w Sinciangu. Już w lutym 2019 roku firma zapowiedziała zaprzestanie takiej sprzedaży w regionie. 

Bitwa o prywatność biometryczną będzie jednym z decydujących problemów wolności obywatelskiej w XXI wieku - przewidują obrońcy praw człowieka.

Pytanie brzmi: czy w grę wchodzą nowe metody wojny biologicznej, handel organami czy totalna inwigilacja? Pewnie wszystko naraz. Ale zdrowie człowieka także. Przede wszystkim? Bo, jak wiadomo, nożem można zabijać, ale także kroić życiodajny chleb. To banalna konstatacja, ale nabiera nowego kontekstu.