Wyrazy szczerego ubolewania – to jedyne, co polskie MSZ przekazało Rosjanom w związku z napadem na dzieci dyplomatów. Przekazana ambasadzie Rosji nota mówi, że nie ma podstaw do doszukiwania się w zajściu kontekstu politycznego.

Rosyjskie ministerstwo powołuje się na konwencję wiedeńską z 1961 roku; twierdzi, że w tym dokumencie jest odpowiedni zapis.

Ale już wczoraj urzędnicy polskiego resoru dyplomacji mówili, że nie ma potrzeby oficjalnego przepraszania Rosjan. Dziś notę przekazano ambasadzie rosyjskiej. Polska strona wyraża w niej ubolewanie i podkreśla, że zajście miało charakter czysto kryminalny.

Zdaniem MSZ, nie ma powodów, by interpretować je w kategoriach politycznych; dyplomaci mają też nadzieję, że "godny pożałowania incydent" nie odbije się negatywnie na relacjach polsko-rosyjskich. Tomasz Szeratics z Ministerstwa Spraw Zagranicznych dodał, że MSZ nie ma nic więcej do powiedzenia w tej sprawie. - Tu wypowiadać się powinna policja - stwierdził.

Incydent przypadkowy, ale wojna dyplomatyczna trwa

Na brak przeprosin bardzo negatywnie zareagowały niektóre rosyjskie gazety – informuje moskiewski korespondent RMF. Pobicie rosyjskich dzieci to przejaw narastającej w Polsce antyrosyjskiej histerii - pisze „Rossijskaja Gazeta”.

I dodaje, że napad był poważnym złamaniem konwencji wiedeńskiej o statusie dyplomatów i ich rodzin. Moskwa ma prawo zażądać ekstradycji przestępców - twierdzi rządowy dziennik. Ale opozycyjne „Nowyje Izwiestia” zwracają uwagę, że rosyjskie władze upominają się o prawa Rosjan za granicą tylko wtedy, gdy jest to wygodne politycznie.

Jednak zdaniem znawców prawa, choć konwencja wiedeńska rzeczywiście nakazuje dbałość o godność zarówno dyplomatów, jak i ich rodzin, oczywiste jest, że nie może ona polegać na całodobowej ochronie. Sytuacja byłaby zupełnie inna, gdyby np. ktoś wtargnął na teren ambasady i tam zaatakował dyplomatę.

- Immunitet osobisty przedstawiciela dyplomatycznego nie został tutaj naruszony. Chodzi tu o członków rodziny. Nie mamy zatem do czynienia z aktem wrogości. To przypadkowa konfliktowa sytuacja - wyjaśnia prof. Marian Haliżak, szef Instytutu Stosunków Międzynarodowych. Dodaje, że incydent nie wymaga przeprosin.

Jego zdaniem jednak polskie wyrazy ubolewania zostaną uznane przez Moskwę za niewystarczające, a wojna dyplomatyczna będzie trwała. Uciąć mogłoby ją chociażby stanowcze oświadczenie polskiego prezydenta. Nie zanosi się jednak, by Aleksander Kwaśniewski zamierzał przerwać urlop.