Mróz i, jak dotąd, mało śnieżna zima, nie wróżą niczego dobrego dla rolników i sadowników. Sucha jesień już zmniejszyła plony zbóż ozimych, a straty mogą być jeszcze większe z powodu braku śniegu.

Kilkudziesięciocentymetrowa warstwa śniegu jest jak kołdra dla roślin. Chroni je przed mrozem zimą i uszkodzeniami na wiosnę, gdy są bardzo duże wahania temperatury. Najgroźniejsze dla roślin, nawet drzew, jest nagrzewanie w ciągu dania promieniami słońca, a nocą przymrozki. Łatwo sobie wyobrazić, co dzieje się z żywą tkanką, gdy rozgrzana, potem nagle jest szybko schładzana. Brak śnieżnej okrywy to też większe ryzyko, że wraz z zamarzaniem ziemi, zmarzną korzenie.

I wreszcie: mało śniegu, to sucha gleba. Jeszcze przed mrozami, które przyszły w ten weekend, wystarczyło odgarnąć wierzchnią warstwę ziemi, żeby przekonać się, że pod spodem jest sucho.

"Trzeba myśleć, jak zatrzymywać możliwie największą ilości wody z opadów"

Ale tutaj sytuację może uratować woda, jaką mamy gromadzoną w górach - wyjaśnia hydrolog prof. Maciej Zalewski, dyrektor Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii UNESCO. Tam mamy opady na poziomie 2500 mm w roku. Gdyby tę całą wodę skumulować na jednej powierzchni, to woda sięgałaby do poziomu 2,5 m. Natomiast średnia opadów dla Polski to nieco ponad 600 mm. To nie jest dużo, ponieważ już przy 400 mm rocznie w Polsce, nie byłoby odpływu rzek.

Sytuacja hydrologiczna w naszym kraju jest dość napięta - dodaje profesor Zalewski. Ale wszystko- jak zaznacza - zależy od obszaru. Teren jezior mazurskich, północna Polska: Bory Tucholskie, Ziemia Lubuska - to miejsca, gdzie nie brakuje wody i nie powinno brakować. Z kolei południe kraju to obszar, gdzie mogą występować powodzie i tak się dzieje: Tatry i Sudety (rezerwy wody mogą być mniejsze, bo jest tam słabsze zasilanie wód podziemnych; woda z opadów nie ma jak przesiąkać w głąb ziemi, bo jest tam dużo nieprzepuszczalnych skał bazaltowych Środkowa Polska to obszar z największymi okresowymi deficytami wody. Jednocześnie to tam mamy najwięcej upraw. To ma ogromne znaczenie z ekonomicznego punktu widzenia, bo dziś uważa się, że na wydajność z hektara największy wpływ ma woda, a nie nawozy. Jak zacznie brakować wody, plony będą słabsze. Mniej produktów rolnych na rynku, to wyższe ceny żywności. Dlatego już teraz należy myśleć, jak w Polsce zatrzymywać możliwie największą ilości wody z opadów - przekonuje.

W najbliższych latach mniej opadów

Zdaniem profesora Zalewskiego w najbliższych latach powinniśmy się spodziewać mniej deszczu. Scenariusze Baltexu (międzynarodowy program w ramach, którego naukowcy badają procesy obiegu energii i wody na obszarze zlewiska Morza Bałtyckiego) przewidują, że będziemy mieć więcej opadów w zimie, a może być znacznie mniej w lecie - tłumaczy. A to pokazuje, że należy myśleć o retencjonowaniu wody w krajobrazie, tej wody, która będzie w zimie i zwiększać zasoby wód podziemnych. To ostatnie możemy zrobić przez budowanie kaskad, małych zbiorników zaporowych, które będą utrzymywały możliwość migracji organizmów. Tak budowane były stare młyny, gdzie były kanały obejścia - właśnie tą drogą mogły przepływać ryby.

Jednocześnie profesor dodaje, że już są obserwowane zmiany klimatu. Dla nas jest to o tyle istotne, że Polska jest w bardzo ciekawym miejscu, bo na styku wpływu klimatu znad Atlantyku, kontynentalnego i znad Morza Śródziemnego. Te napływające z różnych stron masy powietrza, które zderzają się ze sobą przynoszą nam dużą zmienność klimatu. Z jednej strony jest to nie dobre, bo nie ma stabilizacji klimatu, a z drugiej strony - opady w Polsce (biorąc pod uwagę nawet różne scenariusze klimatyczne) nie będą drastycznie ograniczone. Takie duże ograniczenia opadów mogą wystąpić w obszarze basenu Morza Śródziemnego.