Identyfikacją uczestników piątkowych zamieszek w Warszawie zajmą się także policjanci z komend wojewódzkich zwalczający przestępczość stadionową. Specjalny zespół powołany przez komendanta stołecznego przegląda filmy z burd w centrum Warszawy i wyłuskuje osoby, którym mogą być postawione zarzuty.

Funkcjonariusze przeglądają zapis kamer monitoringu miejskiego, filmów zarejestrowanych przez policyjne kamery, a także materiałów stacji telewizyjnych. Tylko tych ostatnich nagrań jest aż 25 godzin. System pracy jest podobny jak po niedawnych burdach podczas meczu na stadionie Zawiszy w Bydgoszczy. Z filmowych kadrów powstają zdjęcia podejrzanych, które są rozsyłane do komend wojewódzkich - mówi rzecznik Komendy Stołecznej Maciej Karczyński.

Materiały filmowe i zeznania policjantów, to na razie wszystko, na czym opiera się policja, przygotowując materiał dowodowy przeciwko podejrzanym. Do tej pory nie przesłuchano żadnego świadka, bo nikt taki się nie zgłosił. Nie ma też osób poszkodowanych. Jednym z rozpoznanych dzięki nagraniom jest policjant, który kopał w twarz uczestnika manifestacji.

Organizatorzy manifestacji mogą zapłacić za szkody

Rachunki za szkody wyrządzone na ulicach Warszawy przez uczestników demonstracji w dniu 11 listopada zostaną wystawione dopiero za kilka tygodni. Władze miasta muszą najpierw zebrać dowody, że to właśnie uczestnicy danej demonstracji wyrwali chodnik, czy zdemolowali przystanek.

Jeżeli uda się przypisać konkretnych sprawców, konkretne chuligańskie wybryki do konkretnego zgromadzenia, to tymi kosztami zostaną obciążeni organizatorzy i byli o tym informowani - mówi Agnieszka Kłąb ze stołecznego ratusza. Dodaje, że jeśli nie będą chcieli uregulować rachunków - sprawa trafi do sądu.

Jeśli natomiast okaże się, że wandale nie należeli do żadnej organizacji, to rachunkiem ma zostać obciążony konkretny chuligan. Pod warunkiem, że uda się go znaleźć, bo na razie za chuligańskie wybryki zapłacili z podatków mieszkańcy Warszawy.