Langusta, Krab, Homar, Kryl - mają trafić do polskiej armii w ciągu dziewięciu lat. To nazwy programów zbrojeniowych. Ministerstwo Obrony Narodowej chce wydać 30 miliardów złotych na nowe zakupy, a drugie tyle na modernizację i remont sprzętu, który wojsko już ma.

Wbrew morskim skojarzeniom nie będą to okręty podwodne, bo na zakup akurat tych, w marynarce pieniędzy nie będzie. Langusta i Homar to samojezdne wyrzutnie rakietowe kołowe i gąsienicowe.

Krab i Kryl to armato-chałubice. Do 2018 roku do armii mają też trafić samoloty szkolno-treningowe, symulatory, śmigłowce bojowe i transportowe. Staramy się stopniowo, systematycznie wypełniać tę szklankę, dolewać powoli wody do tej szklanki - mówi minister obrony Bogdan Klich. O ile ktoś do 2018 roku nie zakręci kranu z pieniędzmi, bo ten 30-miliardowy plan zakupów opiera się na utrzymaniu zapisu, że budżet MON-u to nadal blisko 2 procent PKB.

Minister finansów miał już zakusy, by to ograniczyć: Gdyby zmiany miały być dokonane, to dokonane zostałyby w najtrudniejszym roku a nie wtedy, kiedy będzie lepiej. Klich obiecuje też że przy zakupach dla armii, poza ceną i jakością preferowane będą firmy inwestujące w polską zbrojeniówkę. A to brzmi, jak powtórka z nieudanego offsetu za F16.