Setki osób uwięzionych w środku, setki osób czekających przed tym, co zostało z centrum kongresowego w Katowicach. Na wiadomości o losie swoich bliskich od kilku godzin czekają członkowie rodzin znajdujących się pod gruzami.

Relacja uratowanej kobiety, leżącej obecnie w szpitalu w Siemianowicach Śląskich:

Mam wielkie szczęście. Moja cała rodzina leżała pod gruzami, ale uratowano całą rodzinę, córka, zięć i syn - wszystko z nimi w porządku. Przeżyliśmy tragedię. Tam jest masa ludzi, masa ludzi leży pod spodem. Ratujcie ich jak najszybciej. Ratujcie. To jest nie do opisania. Masa ludzi nie żyje. Nie wiem, czy oni zdążą dzisiaj wyciągnąć wszystkich. Nie wiem. A jeżeli nie wyciągną, to ludzie pozamarzają. Pamiętam, że samolot leciał - tak mi się tylko wydawało, że to samolot. To był jednak dach. Więcej już nic nie pamiętam. Straż przyjechała. Ja byłam z tych pierwszych. Leżeliśmy wszyscy w kupie. Ja byłam zaklinowana. Nie wiem, jak długo. Dziękuje Bogu, dziękuje tym panom, którzy walczą tam, żeby powyciągać tych ludzi. Już nie mogę nawet rozmawiać.

Jak dodaje mąż uratowanej, sobota jest i tak mniej odwiedzanym dniem niż niedziela, kiedy w hali jest nawet dwa razy tyle ludzi ile było dzisiaj.