To szantaż, nasze stosunki na długo będą zatrute gazem - powiedział białoruski prezydent Aleksandr Łukaszenko po decyzji rosyjskiego Gazpromu o wstrzymaniu dostaw gazu na Białoruś i dalej na Zachód, do Polski i Niemiec. Moskwa wyraża rozczarowanie.

Rząd Białorusi odwołał swego ambasadora w Moskwie na konsultacje i zapowiedział ograniczenia w korzystaniu z tego paliwa. Na tym jednak wyczerpują się możliwości Mińska; nasz wschodni sąsiad musi sięgnąć do gazowych rezerw.

Białoruskie władze mają do tego prawo - skomentował przedstawiciel rosyjskiego MSZ, a inny mówił o „rozczarowaniu i zdumieniu" z powodu białoruskiej decyzji. Jaki ma sens robienie z nawet najbardziej trudnych kwestii ekonomicznych problemów natury politycznej? - zapytał dyplomata.

Według białoruskiego rządu "takiego bezprecedensowego kroku, jak wyłączenie ludziom gazu przy prawie 20-stopniowym mrozie, nie było od czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej", jak w krajach b. ZSRR często określa się II wojnę światową.

Jak oceniają rosyjskie media, zapasów gazu Białorusinom starczy maksymalnie na 10 dni. Potem Białoruś będzie musiała się zgodzić na kupowanie gazu po cenach ustalonych przez Gazprom, albo odda za bezcen pakiet kontrolny nad białoruskim Biełtransgazem.

Gazprom poinformował wczoraj wieczorem o całkowitym przerwaniu transportu gazu na Białoruś oraz w tranzycie, w tym także do Polski i oskarżył białoruskiego monopolistę Biełtransgaz o podkradanie surowca.

Jak pisze gazeta „Kommersant”, działania wobec Białorusi to nowy etap w polityce Rosji wobec krajów WNP. Rosja nie chce już być „dojna krową”.

Łukaszenko w czasach Jelcyna przyzwyczaił się, że dostawał tani gaz w zamian tylko za rozmowy o integracji dwóch krajów. Teraz Putin domaga się innej wymiany: chce konkretnych kroków integracyjnych albo rynkowej ceny za gaz.

09:40