W ciągu dwóch lat rząd chce sprzedać ponad 800 państwowych spółek. OPZZ i "Solidarność" liczą na grube miliardy dla załóg z akcji pracowniczych - pisze "Gazeta Wyborcza".

Prywatyzacja to sposób na łatanie wielkiej dziury budżetowej, która w przyszłym roku ma wynieść 52 mld zł. Rząd PO-PSL zakłada, że prywatyzacja przyniesie prawie połowę tej sumy. Wyprzedaż już się zaczęła.

Obecnym i byłym pracownikom oraz emerytom prywatyzowanych firm przysługuje od 1996 r. prawo nabycia - bezpłatnie - do 15 proc. akcji ich firm. Związki szacują, że przy największej prywatyzacji w kraju - Poczty Polskiej SA - akcje dostanie od 120 do 150 tys. osób.

Pracownikom obecnym i byłym oraz emerytom prywatyzowanych firm przysługuje od 1996 r. prawo nabycia - bezpłatnie - do 15 proc. akcji ich firm. Związki szacują, że przy największej prywatyzacji w kraju -Poczty Polskiej SA - akcje dostanie od 120 do 150 tys. osób. Już wpisują się na listy uprawnionych.

Na spieniężenie akcji trzeba czekać czasami bardzo długo. Najpierw skarb państwa musi sprzedać swoją pierwszą akcję. A potem - zgodnie z ustawą - akcje pracownicze blokuje się jeszcze na dwa lata. PGNiG przekształcono w spółkę akcyjną już w 1996 r. Ale pierwszą akcję skarb państwa sprzedał dopiero w połowie 2008 r. 60 tys. pracowników będzie mogło sprzedawać swoje papiery - warte według wyceny na giełdzie 2,8 mld zł - w lipcu przyszłego roku.

Jednak prawo do akcji można sprzedać na czarnym rynku. W internecie roi się od pośredników, którzy wyceniają i skupują akcje pracownicze już dziś. Część pracuje na własny rachunek, chcąc zarobić później na giełdzie, część odsprzeda dalej akcje dużym inwestorom.

Przypomnijmy, rząd chce sprzedać m.in. pakiety akcji koncernów energetycznych: Enea, Tauron Polska Energia, Energa i Polska Grupa Energetyczna (PGE).