Od 14 do 16 mieszkańcy Ostródy na Mazurach protestowali przeciwko swojemu burmistrzowi. W ramach protestu zablokowali drogi krajowe nr 7, 15 i 16.

Droga nr 7 była zablokowana na wysokości miejscowości Górka, czyli tuż przed wjazdem do Ostródy od strony Warszawy. Drogi nr 15 i 16 były zaś blokowane w miejscu, w którym się zbiegają, czyli przy wyjeździe z Ostródy na Toruń i Iławę. Mieszkańcy chodzili po przejściach dla pieszych - ale nie przez cały czas. Każda z dróg była blokowana przez 15 minut, później przez 10 minut przepuszczane były samochody, by nie utworzyły się zbyt duże korki. Dla kierowców - by nieco rozładować atmosferę - protestujący mieli także drożdżówki i grochówkę.

To wszystko w ramach protestu przeciwko burmistrzowi Ostródy. Mieszkańcy zarzucają mu, że nie robi nic, by walczyć z bezrobociem. Złość budzą przede wszystkim grupowe zwolnienia pracowników tutejszej prywatnej firmy wędliniarskiej. Zarzucają mu również nietrafione inwestycje - np. miejską fontannę, zbyt duży stadion (Ostróda chciała zostać centrum pobytowym dla jednej z drużyn, które przyjadą na Euro 2012, jednak bez rezultatu) czy amfiteatr. To wszystko sprawia, że Ostróda wygląda ładniej, tyle, że brakuje inwestycji dla mieszkańców, np. w kanalizację, nowy wiadukt czy domy komunalne - twierdzi Małgorzata Joniec, jedna z organizatorów protestu.

Co więcej, inwestycje znacznie podniosły zadłużenie miasta, co zmusza władze do oszczędności. Np. poprzez zamknięcie jednej ze szkół. Mieszkańcy złożyli już wniosek o referendum w sprawie odwołania burmistrza. Do końca kwietnia muszą zebrać pod nim prawie 2800 podpisów.

Burmistrz Olgierd Dąbrowski odpowiada, że nie czuje się winny, bo prowadzi politykę inwestycyjną zmierzającą do uczynienia z Ostródy atrakcyjnego kurortu. Na zarzut dotyczący likwidacji szkoły odpowiada zaś, że to niewielka szkoła, a do tego chciałby ją nie zlikwidować, lecz przekazać pod zarząd stowarzyszenia rodziców.