Pierwsi żołnierze międzynarodowych sił pokojowych są już w Timorze Wschodnim. Z Australii przyleciało jak dotąd kilkudziesięciu z nich. "Błękitne hełmy" donoszą, że stolica prowincji Dili mimo, że zrujnowana i spustoszona - jest spokojna. Wbrew obawom, żołnierze na razie nie natknęli się na gwałtowną reakcję pro-indonezyjskich bojówek.

Kolejne oddziały sił pokojowych są w drodze do Timoru. Część przyleci samolotami, pozostali na pokładzie okrętów. Do końca dnia w Dili powinno się znaleźć około 2 tysięcy "błękitnych hełmów". W sumie w operacji ONZ ma wziąźć udział 7 - 8 tysięcy żołnierzy z różnych państw. Misją dowodzi australijski generał Peter Cosgrove.

Międzynarodwe oddziały mogą mieć przed sobą bardzo ciężkie zadanie. W Indonezji niektóre partie i ugrupowania muzułmańskie, przeciwne odłączeniu się Timoru, rekrutują ochotników na "świętą wojnę" z wojskami ONZ. Podobno już zgłosiło się ponad 100 tysięcy fundamentalistów.

W prowincji przez ostatnie trzy tygodnie trwały krwawe epresje pro-indonezyjskich gangów wobec Timorczyków, którzy poparli w referendum niepodległość. Nie wiadomo dokładnie ile osób zginęło - mówi się nawet o tysiącach zabitych. Według australijskiego MSZ w wyniku fali przemocy z domów uciekło 300 tysięcy mieszkańców Tomoru Wschodniego.