35-letni mężczyzna ranny w wybuchu przy ulicy Skarżyńskiego w Krakowie był już wcześniej celem ataków - ustalił reporter śledczy RMF FM. Do eksplozji doszło rano. Na klatce schodowej ktoś zostawił aluminiową skrzynkę, ładunek wybuchł w monecie, gdy mężczyzna otworzył drzwi. 35-latek trafił do szpitala.

Mężczyzna miał rany twarzy i rąk oraz klatki piersiowej. Jak jednak zapewniają lekarze, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Podczas wybuchu ranna została także sąsiadka 35-latka, która po udzieleniu pomocy wróciła do domu. Z budynku trzeba było ewakuować 10 osób.

Według ustaleń Marka Balawajdra, do mieszkania rannego w wybuchu mężczyzny próbowano się włamać. Wcześniej jesienią ubiegłego roku ktoś oblał kwasem masłowym jego samochód. Mężczyźnie grożono także przez telefon. Jak ustalił nasz dziennikarz, mówiono mu wprost, że zostanie zabity.

Obie sprawy prowadziła prokuratura w Nowej Hucie. Z braku dowodów zostały umorzone.

Dziś w mieszkaniu 35-latka wybuchła bomba, dlatego policjanci przyznają, że w tym wypadku można mówić o klasycznych porachunkach. Dochodzenie w tej sprawie przejęła specjalna grupa powołana przez komendanta wojewódzkiego, składająca się ze specjalistów z pionu kryminalnego oraz policjantów Centralnego Biura Śledczego.

Funkcjonariusze zaznaczają, że ta sprawa w żaden sposób nie jest powiązana z wybuchami w Borku Fałęckim sprzed kilku tygodni.

29 czerwca doszło w Krakowie do dwóch wybuchów, w których trzy osoby zostały ranne. Pierwsza eksplozja miała miejsce przy ul. Siarczanej, gdy 52-letnia właścicielka domu jednorodzinnego otwierała pilotem bramę garażu. Ranna została ona sama i jej 22-letni syn. Druga eksplozja nastąpiła przy ul. Jeleniogórskiej, gdy 55-latek próbował przenieść coś z piwnicy.