"Tadeusz Mazowiecki był politykiem mającym rzadką umiejętność budowania konsensusu; poruszał się powoli, ale szedł w dobrym kierunku" - ocenił Zbigniew Pełczyński, politolog z uniwersytetu w Oxfordzie, który znał Mazowieckiego od lat 70. "To, że Mazowiecki nie został prezydentem, było pomyłką Lecha Wałęsy, który sam powinien był pozostać w tle" - dodał.

Zdaniem Pełczyńskiego niedobrze się stało, że Mazowiecki nie został prezydentem i zbyt wcześnie wycofał się z pracy w rządzie. Stratą dla polskiego życia politycznego jest to, że Mazowiecki tak szybko ustąpił z funkcji, bo byłby elementem stabilizującym wobec prezydenta Wałęsy, który wychodził z różnymi pomysłami balansowania między nogą lewą i prawą czy rządów dekretami - tłumaczył. To, że Mazowiecki tak szybko został wykluczony po dokonaniu na urzędzie premiera zasadniczych reform ustrojowych w krótkim czasie, spowodowało, że odłam Solidarności, który uważam za umiarkowany, bardzo się osłabił, co wpłynęło na dalszy rozwój sytuacji - dodał.

Za jedno z ważniejszych osiągnięć Mazowieckiego Pełczyński uznał to, że rozciągnął polityczny parasol ochronny nad "terapią szokową" firmowaną przez wówczas szerzej nieznanego prof. Leszka Balcerowicza; uznał, że ostry, przyspieszony kurs jest bardziej wskazany niż transformacja rozwleczona w czasie.

Mazowiecki był ciekawym człowiekiem - lewicującym katolikiem szukającym porozumienia z marksistami, który przeszedł na stronę demokratycznej opozycji - podsumował.