Pełnomocnik matki półrocznej Magdy z Sosnowca wystąpił o ochronę swojej klientki. Swój wniosek argumentował tym, że może być zagrożone bezpieczeństwo podejrzanej. Kobieta wyszła w środę na wolność. Decyzję podjął katowicki sąd. Katarzyna W. trafiła do aresztu na dwa miesiące pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka. W środę mała Madzia została pochowana na cmentarzu w Sosnowcu.

Wniosek o areszt prokuratura argumentowała obawą przed matactwem i próbą ucieczki. Sąd uznał jednak, że nie ma dowodów, by Katarzyna W. miała uciec lub ukrywać się. Kobieta opuściła areszt w środę po południu. Wyjechała z niego samochodem z przyciemnianymi szybami, w asyście policji. Jej pełnomocnik wystąpił o ochronę swojej klientki. Swój wniosek argumentował tym, że może być zagrożone bezpieczeństwo podejrzanej - powiedział podinspektor Andrzej Gąska. Zaznaczył zarazem, że zwykle w tego typu przypadkach - zanim policja podejmie stosowne działania - najpierw zweryfikuje zasadność wniosku o ochronę.

Katarzyny W. nie było na pogrzebie córki

We wtorek prokuratura odmówiła Katarzynie W. wydania przepustki na pogrzeb jej córki. Jednak sama matka już wcześniej zrezygnowała z udziału w ceremonii. Dziewczynka została pochowana na cmentarzu w Sosnowcu.

Adwokat Katarzyny W. ubiegał się już w ubiegłym tygodniu ubiegał się o zwolnienie jej z aresztu. Wtedy sąd zwrócił wniosek do prokuratury. Uznał, że nie jest to formalne zażalenie na areszt, ale wniosek o jego uchylenie, którego rozpatrzenie należy do prokuratury.

Magda była poszukiwana od 24 stycznia. Początkowo jej matka utrzymywała, że dziewczynka została porwana. Po 10 dniach kobieta przyznała, że dziecko zginęło w wyniku nieszczęśliwego wypadku i wskazała miejsce ukrycia zwłok. Niemowlę miało upaść na podłogę i uderzyć o próg w mieszkaniu. Wstępne wyniki sekcji zwłok wykazały, że Magda zmarła w wyniku urazu głowy.

Ojciec dziewczynki ma status pokrzywdzonego w tej sprawie. Bartłomiej Waśniewski w rozmowie z reporterem RMF FM Marcinem Buczkiem przedstawił swoją wersję wydarzeń tragicznego popołudnia 24 stycznia. Mówił, że razem z żoną wyszedł z mieszkania, później się rozdzielili, a wtedy kobieta wróciła z dzieckiem do domu po pieluchy. Jak stwierdził, to wtedy musiało dojść do tragicznego wypadku. Powiedział też naszemu reporterowi, że jego żona, kiedy wróciła do mieszkania, była widziana przez jedną z sąsiadek. Przeczytaj pełny zapis rozmowy reportera RMF FM z Bartłomiejem Waśniewskim.