Dziennikarz motoryzacyjny Maciej Zientarski potrącił pieszego na warszawskim Rembertowie. Poszkodowany przyznał jednak, że to jego wina. Okazało się, że przechodzień wyszedł na ulicę zza stojącego autobusu.

Do wypadku doszło w środę po południu na ulicy Chełmżyńskiej. Potrącony mężczyzna doznał lekkich obrażeń nóg. Mimo że rany nie były groźne, został odwieziony do szpitala na Szaserów.

Policja od początku nie chciała przesądzać, kto spowodował wypadek. Funkcjonariusze zaznaczali, że wyjaśni to postępowanie. Ostateczna wersja potwierdzona przez policjantów jest taka, że Maciej Zientarski jechał skuterem i wymijał samochód. W tym momencie zza autobusu wyskoczył pieszy, wbiegając prosto pod prowadzony przez dziennikarza jednoślad.

Policjanci zebrali takie informacje od świadków i pojechali do szpitala na Szaserów, by potwierdzić to u poszkodowanego. Przechodzień został co prawda wcześniej wypisany, jednak funkcjonariuszom udało się go odnaleźć. Poszkodowany przyznał się do winy i przyjął 220 złotych mandatu, nie chcąc, by sprawa skończyła się znacznie wyższą karą w sądzie.

Informację o wypadku i zdjęcia dostaliśmy na Gorącą Linię RMF FM.

W lutym 2008 roku Zientarski rozbił ferrari

Zientarski w lutym 2008 roku miał wypadek, w którym zginął dziennikarz "Super Expressu" Jarosław Zabiega. Do tragedii doszło na warszawskim Mokotowie. Ferrari prowadzone przez Zientarskiego, jadące z prędkością znacznie większą niż dozwolona, straciło przyczepność i uderzyło w filar wiaduktu. Samochód rozpadł się i stanął w płomieniach.

Zientarski, który został ciężko ranny, długo był w stanie śpiączki. We wrześniu 2010 roku usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku, którego następstwem jest śmierć innej osoby. Dziennikarz nie bierze jednak udziału w procesie ze względu na zły stan zdrowia.