Na najważniejszych stanowiskach w Rosji coraz więcej jest "ludzi z pagonami", czyli byłych i obecnych funkcjonariuszy służb specjalnych oraz wojskowych. Pojawili się na szczytach władzy wraz z prezydentem Wladimirem Putinem, który swego czasu był oficerem wywiadu KGB.

Kadry decydują o wszystkim - mawiał Stalin - i jego słowa okazały się prorocze. Według rosyjskiej socjolog Olgi Krysztanowskiej, która zajmuje się badaniem rosyjskiej elity, na szczytach władzy jest coraz więcej generałów, zwłaszcza ze służb specjalnych. Zajmują kluczowe stanowiska w ministerstwach gospodarczych, ministerstwie sprawiedliwości, a nawet w resorcie, kontrolującym prasę.

Jak twierdzi Krysztanowska, wojskowych i funkcjonariuszy służb specjalnych jest na szczytach władzy w Rosji dwa razy więcej niż w czasach Jelcyna. Zaś w kierownictwie okręgów federalnych, które zostały stworzone osobiście przez Putina, aż 70 proc. ludzi nosiło w przeszłości mundury. Badania potwierdzają, że obecny prezydent, który sam był pułkownikiem KGB, ufa przede wszystkim ludziom z resortów siłowych.

Krysztanowska twierdzi, że do bardzo niebezpieczna i groźna dla Rosji sytuacja. Ludzie ze służb specjalnych i wojska nie lubią jawności, opozycji, a na dodatek przyzwyczaili się do autorytarnego stylu rządzenia, który może stać się dominujący w całym państwie. Świadczą o tym rozprawy z nieposłusznymi mediami, a ostatnio z oligarchami. Powszechnie mówi się, że atak na kompanię naftowa Jukos przygotowali dawni agenci, którzy nie zdążyli wziąć udziału w wielkiej prywatyzacji lat 90.

09:10