O kilkanaście minut wydłużył się czas dojazdu karetek do nagłych pacjentów w Łodzi, a transport chorych trwa dłużej o pół godziny. A wszystko przez zamknięte ostatnio trzy kluczowe skrzyżowania w mieście.

Na szczęście do tej pory nie było sytuacji, żeby karetka nie zdążyła do chorego, bo utknęła w korku. Mamy jednak poważne obawy - mówi rzecznik łódzkiego pogotowia Danuta Szymczykiewicz. Jesteśmy zaniepokojeni liczbą samochodów w godzinach szczytu, które nie umożliwiają nam płynnego przejazdu przez miasto - dodaje.

Dłuższe czasy przewozu chorych potwierdza ratownik Łukasz Grodzicki z firmy Medax-Trans. Teraz w centrum Łodzi w godzinach szczytu myślę, że przejazdy wydłużyły się do 30 minut, nawet do godziny - wylicza.

Za to rzecznik Zarząd Dróg i Transportu Wojciech Kubik, tłumaczy, że karetki i straż pożarna mogą jeździć po chodnikach. Te pojazdy, gdy jadą do pacjenta lub do akcji, nie muszą stosować się do znaków zakazu, nakazu, sygnalizacji świetlnej, zachowując szczególną ostrożność. Jedynym wyjątkiem są znaki kierującego ruchem: policjanta lub dróżnika - komentuje.

Ułatwieniem dla samochodów służb ratunkowych w Łodzi mają być poszerzone przejścia dla pieszych na zamkniętych skrzyżowaniach, żeby mogły tamtędy przejechać karetki i wozy strażackie.

Zanim wprowadzono nową organizację ruchu w mieście drogowcy nie zapytali o zdanie stacji ratownictwa medycznego czy straży pożarnej. Służby zostały postawione przed faktem dokonanym.

(md)