Przed nimi 70 kilometrów zamarzniętej rzeki, ale sprzyja im pogoda. Lodołamacze ruszyły na Odrę i jezioro Dąbie. Mają do przebicia lodowe zatory o ponad metrowej grubości.

Pierwszy raz tej zimy lodołamacze do pacy ruszyły dopiero wczoraj. Jak przyznaje zastępca dyrektora Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Szczecinie, pierwszy raz zdarzyło się, by czekały aż do marca. Dopiero teraz na rozbijanie lodu pozwala pogoda. Lodołamacze zawsze zaczynają akcję wtedy, gdy przychodzi odwilż. Kiedy prognozy pogody zapowiadają dodatnie temperatury. Chodzi o to, by połamany lód, który spływa z Odry, nie zamarzał ponownie, nie tworzył wtórnych zatorów lodowych - mówi Bogdan Zakrzewski.

Aby ułatwić spływanie kry, lodołamacze pracę zaczynają zawsze na jeziorze Dąbie. Tworzą tam tzw. kieszeń, czyli obszar bez stałej pokrywy lodowej, w który może wpłynąć kra niesiona z prądem w stronę morza.

Po pierwszym dniu pracy, na Dąbiu udało się stworzyć "kieszeń" o szerokości pół kilometra. Teraz większość jednostek skierowała się w górę Odry. Pracują w rejonie Widuchowej. Tam zaczyna się odcinek skutego przez lód koryta. Sięga on do Siekierek, grubość lodu na rzece szacowana jest na 20 cm. Grubość zatorów, czyli tam, gdzie lód się piętrzy przekracza nawet metr.

Dziś pracuje 7 polskich lodołamaczy, wspierają je 4 statki z Niemiec. Gdyby lodołamacze nie kruszyły lodu, groziłoby to tzw. powodzią zatorową. Zatory lodowe podpiętrzają wodę, powodują podniesienie poziomu wody i to właśnie zagraża okolicznym miejscowościom taką zimową powodzią zatorową - dodaje Bogran Zakrzewski.


RZGW w Szczecinie szacuje, że tegoroczna akcja kruszenia lodu na Odrze powinna potrwać do końca tygodnia.

(MKam)