Szpitale wciąż na ostrym dyżurze, a lekarze nie będą wypełniać dokumentacji dla NFZ – tak będzie wyglądać strajk lekarzy w drugim tygodniu protestu. Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy zapewnia, że pacjenci na tym nie ucierpią.

Do 30 maja lekarze mają zdecydować, czy będą masowo zwalniać się z pracy. Ma to być ostateczna broń lekarzy w walce o podwyżki. Władze związku twierdzą, że większość lekarzy gotowa jest zrezygnować z pracy w szpitalach. Według OZZL, w akcji protestacyjnej bierze udział ok. 200 placówek. Najwięcej na Śląsku i Podkarpaciu. Szpitale te pracują jak na ostrym dyżurze, nie działają przychodnie przyszpitalne.

W poniedziałek do strajkujących placówek ma dołączyć szpital św. Aleksandra w Kielcach (Świętokrzyskie); lekarze rano zdecydują o formie protestu. Także kontraktowi lekarze ze szpitala wojewódzkiego w Elblągu (Warmińsko-Mazurskie) chcą się tego dnia przyłączyć do akcji. Do tej pory strajkowali jedynie lekarze etatowi z tej placówki.

Od przyszłego tygodnia do akcji przyłączy się również siedem kolejnych stołecznych placówek - część od poniedziałku, część od wtorku - m.in. szpitale Bródnowski, Bielański, przy ul. Działdowskiej, ul. Litewskiej oraz Instytut Hematologii.

Strajk lekarzy trwa od ponad tygodnia. Medycy domagają się m.in. wyższych płac - chcą łącznie 1 mld zł na podwyżki (tylko dla ich grupy zawodowej), zagwarantowania procentowego wzrostu nakładów na ochronę zdrowia - 5 proc. PKB w 2008 r. i 6 proc. PKB w 2009 r. (obecnie jest to 4 proc.) oraz prywatyzacji publicznych zakładów opieki zdrowotnej.