Wojewoda kujawsko-pomorski wydał decyzję o wygaszeniu mandatu burmistrza Lipna. Urzędnik został prawomocnie uznany przez sąd za kłamcę lustracyjnego.

Jak podkreśliła wojewoda Ewa Mes, decyzja zapadła po konsultacjach z prawnikami i IPN. Wyrok sądu okręgowego jest wyrokiem ostatecznym, a ten mówi o tym, że pan Janusz Dobroś jest kłamcą lustracyjnym - zaznaczyła wojewoda.

Sam zainteresowany nie chciał komentować decyzji pozbawiającej go mandatu burmistrza. Konsekwentnie podtrzymuje jednak swoją linię obrony, według której orzeczenie o kłamstwie lustracyjnym będzie ostateczne dopiero po rozpatrzeniu jego skargi kasacyjnej. Zaprzecza też, by był kiedykolwiek współpracownikiem tajnych służb PRL.

Decyzja wojewody jest nieprawomocna i burmistrz ma 30 dni, by odwołać się od niej do sądu administracyjnego. W czerwcu radni Lipna niemal jednogłośnie odrzucili wniosek wojewody o stwierdzenie wygaśnięcia mandatu burmistrza.

Za kłamcę lustracyjnego, w nieprawomocnym wyroku, uznał burmistrza w październiku minionego roku Sąd Okręgowy w Toruniu. Wyrok w pierwszej instancji zapadł tuż przed wyborami, w których burmistrz ubiegał się o reelekcję. Ocena sądu nie zmniejszyła mu poparcia - Dobroś wygrał już w pierwszej turze, uzyskując poparcie prawie 70 proc. głosujących.

Samorządowiec odwołał się od orzeczenia, ale Sąd Apelacyjny w Gdańsku podtrzymał decyzję podjętą w pierwszej instancji. Tym samym prawomocnie uznał za dowiedzione, że Dobroś od 1985 roku był tajnym i świadomym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie Kuba.

Samorządowiec w 1985 roku pracował w Wojewódzkim Zakładzie Gospodarki Materiałowej w Skępem koło Lipna i miał spotykać się kilkakrotnie z oficerami SB, by przekazywać raporty i przyjmować zadania do wykonania.

Sprawa wyszła na jaw, gdy obecny burmistrz wystartował w wyborach do parlamentu w 2007 roku z listy PiS. Złożone wówczas oświadczenie lustracyjne zakwestionowane zostało przez IPN.

Burmistrz, znany w Lipnie działacz NSZZ "S", od początku zaprzeczał prawdziwości dokumentów zachowanych w archiwach SB. Sąd przekonała jednak ekspertyza grafologa, potwierdzająca autentyczność jego pisma na dokumentach archiwalnych, a także zeznania byłego funkcjonariusza SB, który potwierdził fakt współpracy samorządowca z tą służbą w latach 80.