IPN jest instytucją, która sprawdza informacje w archiwach, a nie tropi ludzi – mówi Edmund Krasowski. Ten były szef gdańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w 2005 roku podpisał się pod wnioskiem o uznanie Wałęsy za osobę pokrzywdzoną przez Służbę Bezpieczeństwa. Pięć lat wcześniej Wałęsa został oczyszczony z zarzutu współpracy z bezpieką przez sąd lustracyjny. Sąd ten fałszywie uśmiercił wówczas byłego esbeka Edwarda Graczyka.

Tymczasem Graczyk niedawno odnalazł się i potwierdził, że choć nie werbował Wałęsy, wręczył mu pieniądze. Potwierdził też autentyczność pokwitowania.

Według Krasowskiego IPN – zanim przyznał status pokrzywdzonego Wałęsie – nie miał obowiązku sprawdzić, czy esbek żyje. Przyznając byłemu prezydentowi status osoby pokrzywdzonej, pracowaliśmy tylko nad dokumentami zebranymi w zasobach archiwalnych w całej Polsce – tłumaczy Krasowski. Nie przeprowadzaliśmy żadnych dowodów procesowych, nie szukaliśmy dowodów. Kwerenda polega na zbieraniu materiałów archiwalnych - mówi Edmund Krasowski reporterowi RMF FM Wojciechowi Jankowskiemu:

Oznacza to, że jeżeli był jakiś dokument podpisany np. przez Graczyka, to IPN nie miał obowiązku potwierdzania go, a co za tym idzie, szukania danej osoby. Śledztwo w tej sprawie należało – zdaniem Krasowskiego – do historyków, którzy pisali książkę.