Częstochowska prokuratura zarzuciła ks. Andrzejowi N. z diecezji gliwickiej wielokrotne wykorzystanie, a także zgwałcenie młodej kobiety. Duchowny został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące.

Częstochowska prokuratura zarzuciła ks. Andrzejowi N. z diecezji gliwickiej wielokrotne wykorzystanie, a także zgwałcenie młodej kobiety. Duchowny został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące.
Zdj. ilustracyjne / McPHOTO /PAP/DPA

Ksiądz był wikariuszem m.in. w parafiach w Tarnowskich Górach i Gliwicach. Sprawę zgłosiła do prokuratury gliwicka kuria, która wszczęła też wewnętrzne, kościelne postępowanie.

Piotr Wróblewski z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie poinformował, że księdzu został przedstawiony jeden zarzut, opisujący wielokrotne wykorzystanie seksualne pokrzywdzonej od 2013 do 2019 r. Miało do tego dochodzić m.in. w Tarnowskich Górach, Częstochowie i podczęstochowskim Olsztynie. Śledztwo prowadzi prokuratura Rejonowa Częstochowa-Północ.

Księdzu zarzucane są czyny z art. 198 i 197 par. 1 Kodeksu karnego. Chodzi o doprowadzenie kobiety do obcowania płciowego przy wykorzystaniu jej bezradności wynikającej ze stanu psychicznego; jedno zachowanie śledczy zakwalifikowali jako gwałt.

To kobieta, która wiele w swoim życiu już wcześniej przeszła, co odcisnęło piętno na jej psychice. Ma to wpływ na to, jak postrzega świat, jak podchodzi do różnych spraw, zostało to wykorzystane - wyjaśnił prok. Wróblewski.

Księdzu grozi do 12 lat więzienia. Nie przyznał się do stawianego mu zarzutu i zaprzeczył, aby miał utrzymywać kontakty intymne z pokrzywdzoną czy stosować wobec niej przemoc - powiedział prok. Wróblewski.

Delegat biskupa gliwickiego zgłosił tę sprawę, jak tylko się dowiedział, że coś takiego wielce prawdopodobnie mogło mieć miejsce. Takie jest jego zadanie - powiedział rzecznik prasowy Kurii Diecezjalnej w Gliwicach ks. Krystian Piechaczek. Nie mamy na obecnym etapie takiej wiedzy o całej sprawie, jakie posiada prokuratura, a wgląd w aktualny stan postępowania pozwoliłby np. też troszeczkę oszczędzić poszkodowanych, bo nie musieliby dwa razy w tej samej sprawie się wypowiadać czy wracać w taki otwarty sposób do tego, co miało miejsce - dodał.