Szef Najwyższej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski zrzekł się immunitetu – dowiedzieli się reporterzy RMF FM. To reakcja na skierowanie przez prokuraturę do marszałek Sejmu wniosku o uchylenie immunitetu Kwiatkowskiemu i szefowi klubu PSL Janowi Buremu. Prokuratura chce przedstawić obu zarzuty.

Prokuratura chce postawić szefowi NIK Krzysztofowi Kwiatkowskiemu cztery zarzuty - "manipulowanie przebiegiem konkursu na stanowiska dyrektora delegatury NIK w Rzeszowie, wicedyrektora delegatury w Rzeszowie, dyrektora delegatury NIK w Łodzi i wicedyrektora departamentu środowiska w NIK".

W przypadku Jana Burego zarzuty można podzielić na dwie grupy - chodzi zarówno o nakłanianie funkcjonariuszy publicznych do wpływania na wyniki konkursów na te stanowiska, ale również o nakłanianie funkcjonariuszy publicznych w trakcie trwania kontroli prowadzonej przez NIK w jednej z gmin na Podkarpaciu.

Rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk poinformował, że prokuratorzy zebrali bardzo obszerny materiał dowodowy w tej sprawie. To m.in. nagrania rozmów telefonicznych. Zgodę na ich utrwalanie wyraził sąd - podkreślił rzecznik.

Według katowickiej prokuratury, która prowadzi tę sprawę, kandydat popierany przez szefa NIK-u przegrał rywalizację o jedno ze stanowisk w Łodzi, konkurs został tam unieważniony. Dlatego przed drugim konkursem kandydat ten wiedział już, o co będzie pytany i miał materiały do przygotowania się. Prokuratura nie zamierza formalnie zatrzymywać ani szefa NIK-u, ani posła PSL. Dostaną wezwanie, aby złożyć wyjaśnienia.

Wniosek Kwiatkowskiego już w Sejmie

Kurier już przekazał oświadczenie o rezygnacji prezesa z immunitetu do gabinetu marszałek Sejmu. Mamy potwierdzenie odbioru - usłyszał nasz reporter, Grzegorz Kwolek od rzecznika Izby Pawła Biedziaka.

Decyzja o uchyleniu immunitetu powinna zapaść wkrótce. Marszałek Sejmu jest w tej chwili w Bydgoszczy, ale jak zapewniają jej współpracownicy, jak najszybciej zapozna się z wnioskiem szefa NIK.

Przy zrzeczeniu się immunitetu nie potrzeba głosowania posłów. Wystarczy, że marszałek Sejmu potwierdzi, że wniosek jest poprawny. Od tego momentu organy ścigania będą mogły postawić zarzuty Krzysztofowi Kwiatkowskiemu, zatrzymać, czy przeszukać jego mieszkanie lub biuro.

Kwiatkowski: Żaden z pracowników NIK nie ma przedstawionych zarzutów

Jestem spokojny o finał (tej sprawy - przyp. red.), bo nigdy nie złamałem prawa, zawsze w swoim życiu postępując uczciwie - zapewniał w wydanym w nocy oświadczeniu szef Najwyższej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski.

Pragnę szybkiego wyjaśnienia sprawy prowadzonej przez katowicką prokuraturę. Dlatego wystąpiłem z prośbą do Marszałek Sejmu o uchylenie mi immunitetu. Szanując Najwyższą Izbę Kontroli, kierując się nadrzędnym interesem dobra publicznego, przekazałem nadzór nad wszystkimi kontrolami i jednostkami organizacyjnymi moim zastępcom. Postanowiłem też wyłączyć się z wszelkiej aktywności zewnętrznej, w tym także z uczestniczenia w posiedzeniach komisji sejmowych oraz z prac w Kolegium NIK, po to aby wyjaśniana przez prokuraturę sprawa i towarzysząca jej dyskusja nie rzutowały na codzienną pracę Najwyższej Izby Kontroli - napisał w aktualizacji swojego oświadczenia Krzysztof Kwiatkowski.

Kwiatkowski w swoim oświadczeniu podkreśla, że katowicka prokuratura od dwóch lat wyjaśnia sprawę niektórych konkursów na stanowiska dyrektorów departamentów i delegatur. Żaden z pracowników NIK nie ma przedstawionych zarzutów. Nikt z kontrolerów nie jest o nic podejrzany - zapewnia szef Izby.

Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że nowi dyrektorzy i wicedyrektorzy delegatur i departamentów NIK zwyciężyli w konkursach przeprowadzonych zgodnie z ustawą i wewnętrzną procedurą. Wybrani zostali najlepsi kandydaci dla poszczególnych jednostek - zapewnia Kwiatkowski.

Zdaję sobie sprawę, że reformując NIK, dynamizując jego działalność, prowadząc konkursy, wymagając od kontrolerów bezkompromisowej pracy mogłem spowodować czyjeś niezadowolenie, naruszyć jakieś interesy i zostać pomówionym - dodaje szef NIK.

Warto pamiętać, że kierując NIK muszę rozmawiać z różnymi osobami, z szefami klubów parlamentarnych oraz członkami komisji sejmowych, w tym zwłaszcza Sejmowej Komisji do Spraw Kontroli Państwowej. NIK jest wszak organem Sejmowi podległym i działającym na rzecz Sejmu. Ale między rozmową a złamaniem prawa jest zasadnicza różnica. Nie odpowiadam za nadinterpretacje moich spotkań i rozmów, odpowiadam wyłącznie za swoje zachowanie. A ono było zgodne z prawem - deklaruje Kwiatkowski.

Tutaj możecie przeczytać całe oświadczenie Krzysztofa Kwiatkowskiego.

Najwyższa Izba Kontroli pracuje normalnie

Nie będzie paraliżu Najwyższej Izby Kontroli, wszystko będzie działać normalnie - usłyszał od urzędników NIK dziennikarz RMF FM Mariusz Piekarski. Prezes Kwiatkowski będzie przychodził do pracy, ale właściwie jakby był na urlopie, tak mocno ograniczony będzie zakres jego obowiązków.

Nadzór nad kontrolami, a to 90 proc. aktywności szefa Izby, przejmą trzej jego zastępcy. To oni też zamiast prezesa będą chodzić np. na posiedzenia sejmowych komisji.

Bez Kwiatkowskiego działać też będzie najważniejszy organ NIK-u - kolegium Izby, które zatwierdza najważniejsze dokumenty w NIK i rozstrzyga wszelkie spory.

Kwiatkowskiemu zostanie więc tylko bieżące administrowanie tą instytucją. 

Ale nawet bez immunitetu - wciąż może być prezesem

Konstytucyjna i ustawowa pozycja szefa NIK-u jest bardzo mocna. Jego odwołanie ze stanowiska jest możliwe tylko wtedy, jeśli sam poda się do dymisji, albo też zostanie skazany prawomocnym wyrokiem sądu. A zatem odebranie immunitetu, postawienie zarzutów, a nawet wyrok pierwszej instancji nie oznaczałyby automatycznego odwołania, ani nawet nie dawałyby prawa do formalnego złożenia takiego wniosku. To jednak teoria, bo w praktyce trudno wyobrazić sobie, by z prokuratorskimi zarzutami na karku, jakikolwiek prezes takiej instytucji jak Najwyższa Izba Kontroli mógł wytrzymać nacisk polityczny i medialny i zostać na stanowisku. Można podejrzewać więc, że jeśli za wnioskiem za uchyleniem immunitetu pójdą kolejne kroki prokuratury, pojawią się zarzuty, a potem akt oskarżenia, to Kwiatkowski będzie musiał odejść.

PSL na razie nie komentuje sprawy

Poczekajmy na stanowisku prokuratury, wtedy się odniesiemy do sprawy - tak dla RMF FM komentuje zamiar postawiania zarzutów szefowi klubu parlamentarnego ludowców rzecznik tego klubu Jakub Stefaniak. Podkreśla, że to na razie tylko doniesienia medialne, żadne wnioski w tej sprawie jeszcze nie wpłynęły do parlamentu.

Na pytanie, czy PSL zamierza zmienić albo zawiesić szefa swojego klubu, Stefaniak stwierdził, że na razie na to jeszcze za wcześnie. Czekamy na pismo od prokuratury - powiedział rzecznik klubu.

Zamieszania wokół Jana Burego i wpływu jaki sprawa może mieć na współpracę między PO i PSL nie chce komentować rzecznik rządu Cezary Tomczyk. To dobra koalicja, która wiele dobrego zrobiła dla Polski - podkreśla Tomczyk.

Niezatapialny, "teflonowy" Jan Bury

Szef klubu PSL Jan Bury - podkarpacki działacz ludowców - od kilkunastu miesięcy jest w centrum zainteresowania prokuratury i służb, ale trwa na stanowisku. Jak zauważa dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki, niezatapialność Burego wynika z bardzo silnej pozycji w partii. Bury miał być jednym z tych polityków, którzy będąc stronnikami Waldemara Pawlaka dokonali zwrotu i dali Januszowi Piechocińskiemu zwycięstwo i fotel prezesa. A że ten jest wciąż chwiejny, a partyjna pozycja wicepremiera nieszczególnie mocna, zadarcie z Burym i choćby próba odwołania go z funkcji szefa klubu mogłaby oznaczać trzęsienie ziemi w ludowych szeregach. Zwłaszcza, że Bury nie zamierzał podobno w spokoju czekać na dymisję, tylko sugerował, że ta nikomu się w partii nie będzie opłacać.

Nazwisko Jana Burego przewija się w kilku wątkach "afery podkarpackiej". Jednak jak dotąd w żadnym z nich nie usłyszał zarzutów. W związku z tym przylgnął do niego przydomek "teflonowy", bo nic się do niego nie przyczepia.

Wcześniej pojawiały się też informacje o nim jako rozgrywającym stanowiska w energetyce, kiedy był w resorcie skarbu. Reporterzy RMF FM z kolei ujawnili, że ludowiec może być zamieszany w wykorzystywanie policji do politycznej zemsty na Podkarpaciu.

Cały czas trwają śledztwa, w których przewija się nazwisko Burego, dotyczące: korupcji, płatnej protekcji, a także wyłudzania unijnych funduszy.

Mimo że trudno więc znaleźć polityka, wokół którego byłoby tak wiele niejasności i podejrzeń wzmaganych przez przeszukania, podsłuchy i konflikty ze służbami i który wciąż zajmowałby eksponowane stanowisko, Bury trwa a politycy PSL mówią, że czekają aż prokuratura wreszcie zdecyduje się na postawienie mu zarzutów.

(mpw)