Kiedy wyszło na jaw, że Marek Sadowski, minister sprawiedliwości w rządzie Marka Belki, spowodował wypadek i zasłaniał się immunitetem, politycy PiS-u żądali jego dymisji. Dziś zatrudniają go w tym samym Ministerstwie Sprawiedliwości jako eksperta - pisze "Super Express".

Marek Sadowski w 1995 roku spowodował wypadek, w którym ciężko ranna została Janina Pachniak. Kobieta na sprawiedliwość czekała ponad 10 lat. Najpierw sędzia, a potem minister sprawiedliwości zasłaniał się bowiem immunitetem.

Wysokim urzędnikiem państwowym nie może być ktoś, kto ukrywa się za immunitetem - grzmieli. Minister nie powinien pełnić funkcji w sytuacji, gdy w jego sprawie może być prowadzone postępowanie karne - tak trzy lata temu mówił Przemysław Gosiewski i stanowczo domagał się dymisji Sadowskiego.

Pod presją minister stanowisko stracił, a sąd mógł wreszcie zająć się jego sprawą. W zeszłym roku Sadowski został uznany za winnego spowodowania wypadku. Ma już prawomocny wyrok 1,5 roku więzienia w zawieszeniu. Ma też zapłacić 100 tys. złotych odszkodowania kobiecie, rannej w wypadku. Sadowski do dzisiaj nic nie zapłacił.

Złożył wniosek o kasację wyroku do Sądu Najwyższego. Jak ustalił "SE" pracuje w ministerstwie, w Prokuraturze Krajowej. Służbowo uczestniczy w posiedzeniach Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Z uwagi na doświadczenie i wiedzę pana Sadowskiego jego wsparcie merytoryczne jest wysoce cenione - potwierdza Joanna Dębek z Wydziału Informacji Ministerstwa Sprawiedliwości.