Były prezydencki minister Andrzej Krawczyk nie jest kłamcą lustracyjnym - orzekł Sąd Lustracyjny. Wniosek o autolustrację Krawczyk złożył po zarzutach, że poszedł na współpracę z Wojskową Służbą Wewnętrzną. Oskarżeniom zaprzeczył, ale podał się do dymisji.

Sam fakt rejestracji, bez względu na formę, nie może przesądzać o tym, czy dana osoba była tajnym współpracownikiem - uzasadnił sąd. Sędzia Zbigniew Kapiński podkreślił, że rejestracja Krawczyka była bezpodstawna i na wyrost. (...) Mylą się ci wszyscy, którzy twierdzą, że akta służb odzwierciedlają rzeczywisty przebieg wydarzeń - dodał, przypominając, że to już kolejne takie stwierdzenie sądu.

Podczas procesu nie przesłuchano żadnego oficera, choć tak robiono do tej pory. Sąd chciał to zrobić, ale okazało się, że wezwana osoba, która pojawiła się w sądzie, jest kimś zupełnie innym. Zawinił system Pesel, który błędnie zidentyfikował człowieka. Wzywanie nowego świadka oznaczałoby z kolei dalsze opóźnienie. Ostatecznie sąd za zgodą obu stron uznał, że oficerów przesłuchiwać nie trzeba, bo i tak nie ma materiałów, do których można by odnieść ich zeznania. Na korzyść Krawczyka zeznawali wszyscy. Rzecznik Interesu Publicznego zwykle występujący w roli prokuratorskiej wygłosił obszerną mowę obrończą. Adwokat tylko ją uzupełnił. Na dodatek wersję byłego ministra potwierdzały same dokumenty WSW.

Z ust Krawczyka padły dziś dość mocne słowa pod adresem prezydenckiego dzieła, czyli ustawy lustracyjnej. Myślę, że to jest słaba ustawa, ta która została przygotowana i z punktu widzenia kultury legislacyjnej, i nawet językowej. Ona na swój sposób kompromituje ideę lustracji, nad którą można dyskutować, ona ją prostu wykoślawia - mówił.

Na sali rozpraw odtworzono dziś kilkanaście godzin z tego dnia, w którym Andrzej Krawczyk podpisał deklarację współpracy – zatrzymanie z plecakiem ulotek, piwnica w areszcie, rewizja osobista, groźby i poczucie upokorzenia, w końcu podpis. WSW nie miała za grosz zaufania do pana Krawczyka, Podejrzewano go - zresztą słusznie - o dwulicowość i zwodzenie ich - mówił obrońca Krawczyka, mec. Czesław Jaworski. Podkreślił, że "aktem heroicznym" było zerwanie współpracy po kilku dniach od podpisania deklaracji.

Sprawa mogłaby się odbyć dużo wcześniej, ale Instytut Pamięci Narodowej ociągał się z przesyłaniem dokumentów do sądu. Notatka oficera Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego o zobowiązaniu podpisanym przez Krawczyka powstała już rok temu. Jednak dopiero kilka tygodni temu sprawa współpracy prezydenckiego ministra ujrzała światło dzienne; wypłynęła przy okazji przyznawania mu certyfikatu dostępu do tajemnic NATO.

To był ostatni prooces Sądu Lustracyjnego - jutro wchodzi nowa ustawa lustracyjna, która likwiduje ów trybunał. Od 15 marca takie sprawy będą toczyć się przed sądem okręgowym.