"Lepsze chłodne relacje NATO z Rosją, niż głupi reset stosunków" - tak w rozmowie z RMF FM mówi Paweł Kowal, był wiceminister spraw zagranicznych, ekspert do spraw wschodnich. Jego zdaniem Rosja nie powinna być zaskoczona ustaleniami szczytu NATO w Warszawie, ale będzie wykorzystywać militarne wzmocnienie wschodniej flanki do negocjacji politycznych z głównymi europejskimi graczami Paktu Północnoatlantyckiego.

"Lepsze chłodne relacje NATO z Rosją, niż głupi reset stosunków" - tak w rozmowie z RMF FM mówi Paweł Kowal, był wiceminister spraw zagranicznych, ekspert do spraw wschodnich. Jego zdaniem Rosja nie powinna być zaskoczona ustaleniami szczytu NATO w Warszawie, ale  będzie wykorzystywać militarne wzmocnienie wschodniej flanki do negocjacji politycznych z głównymi europejskimi graczami Paktu Północnoatlantyckiego.
Paweł Kowal /Michał Dukaczewski /Archiwum RMF FM

Mariusz Piekarski: Jak ten szczyt NATO w Warszawie definiuje stosunki NATO i Polski z Rosją? My stawiamy tylko zasieki - jak wszyscy powtarzają - odstraszające, czy nie nadto wymachujemy kijem w stronę Moskwy?

Paweł Kowal: Rosja nie powinna być niczym zdziwiona i zaskoczona. Było jasne, że spełnia się ten polski postulat polityczny, który był rok temu tak wałkowany na wszystkie sposoby, czyli Newport+. Ustalenia z Newport plus coś więcej. Coś więcej to są dodatkowe wojska rozlokowane w czterech państwach na Wschodzie, to jest dodatkowa brygada amerykańska. Te konkluzje są znane w gruncie rzeczy przed szczytem. Rosja nie ma powodu powiedzieć: jesteśmy czymś zaskoczeni. Natomiast Rosja w istocie będzie używała tego jako monety, będzie używała tego do handlowania z państwami Europy zachodniej, które na innych polach są przecież bardzo otwarte dzisiaj na relacje z Rosją. Przecież dzisiaj z jednej strony przedłuża się sankcje unijne, ale z drugiej strony powstaje kluczowy z punktu widzenia rosyjskich celów politycznych, nie tylko gospodarczych, gazociąg północny drugi, więc popatrzmy na to całościowo. Całościowo wygląda to tak, że Rosja będzie szumiała, będzie protestowała, bo chce na tym jeszcze coś ugrać i musi to robić ze względu na wewnętrzny rynek, ale w istocie rzeczy będzie załatwiała pewne rzeczy z naszymi zachodnimi sojusznikami, ze Stanami Zjednoczonymi, bo w gruncie rzeczy stanowisko każdego z państw zachodnich składa się z dwóch elementów - odstraszania Rosji i próbowania nawiązania z nią dialogu. Tylko proporcje u każdego państwa tych dwóch elementów są różne.

Czyli z jednej strony za tę obecność militarną Zachód w stosunku do Rosji będzie musiał zrobić jakiś ukłon gospodarczy, polityczny?

Całościowo nie, ale każde z państw będzie to próbowało w jakiś sposób zrobić i Rosja ma swoje sposoby, żeby to wymusić i to będzie swojego rodzaju trybut polityczny za wyniki tego szczytu. Ale generalnie, biorąc pod uwagę pewną realistyczną wizję polityki, choć może się to komuś nie podobać, to dla nas to w sumie powiedziałbym, że taki handel się opłaca. Dlatego że to będzie jakiś trybut zapłacony za podwyższenie naszego bezpieczeństwa.

Ale tu w Warszawie, podczas szczytu NATO właściwie z każdych ust, nie tylko polskich polityków, ale także sekretarza generalnego NATO, Baracka Obamy słychać takie trochę zimnowojenne sformułowania w stosunku do Rosji. Tym szczytem NATO w Warszawie wchodzimy w takie nowe, zimnowojenne relacje z Rosją?

Ja bym powiedział tak: z punktu widzenia bezpieczeństwa lepiej na chłodno zdefiniować relacje, nawet jeśli są trudne, niż robić głupi reset. W tym sensie NATO trochę dojrzało pod wpływem Rosji. Być może kiedyś NATO będzie dziękowało Putinowi, że dzięki niemu się skonsolidowało do jakiegoś poziomu, który pozwala podejmować jakieś decyzje. Kiedyś te decyzje, które dzisiaj zapadają były niewyobrażalne 2 czy 3 lata temu. W tym sensie trzeba podziękować Kremlowi i Putinowi, że to jest jego zasługa. Ale jedno jest faktem. Faktem jest poważne wojsko NATO-wskie, jak na te warunki jakie NATO może zapewnić we wschodniej Europie, i to jest faktycznie taki wielki krok NATO, największy chyba od czasu rozszerzenia.

Ale wielki krok? Cztery tysiące żołnierzy, cztery grupy bojowe? To jest wielki krok?

To się przede wszystkim liczy na poziomie symbolicznym. Kilka lat temu to było niewyobrażalne. Cztery tysiące dobrze wyszkolonego i przygotowane wojska to wcale nie jest tak mało. To oczywiście nie jest po to, żeby pokonać Rosję, bo Rosjanie świetnie o tym wiedzą. Nie jest po to, żeby kogokolwiek pokonywać, tylko po to, żeby stać tutaj i odstraszać, zniechęcać wszystkich, którym przyszłoby do głowy jakieś brzydkie numery.

A ma znaczenie, że to dowództwo miałoby mieć miejsce w Polsce, a Polska chciałaby, jak deklaruje minister Macierewicz, uczestniczy także w tej grupie bojowej np. w Estonii?

Myślę, że Polska powinna się włączać jak najczęściej w różne wspólne akcje NATO i Unii Europejskiej. To powinna być generalna zasada. Powinniśmy być zawsze do tego gotowi, bo to daje nam tytuł do domagania się czegoś więcej w innych okolicznościach, kiedy nam jest potrzebna pomoc.

Co ten szczyt zmienia w relacjach Rosji z Ukrainą, w sytuacji Ukrainy, Gruzji, państw aspirujących do NATO, które nie mogą jeszcze liczyć na ten parasol ochronny ze strony NATO?

One symbolicznie go dostają, odbędą się posiedzenia NATO-Gruzja, NATO-Ukraina. To są takie rady, który stale współpracują. Oczywiście mogą liczyć na stałe powtarzanie, że są stałymi kandydatami i znajdują się przynajmniej przez kilka dni w gronie państw, które są realnie zainteresowane ich bezpieczeństwem, przede wszystkim bezpieczeństwem ich granic. I to jest polityczny sygnał wysłany do Moskwy. Myślę, że tutaj polska strona dobrze zadbała o to, żeby wyeksponować pozycję Gruzji i Ukrainy. To jest dobra kontynuacja polityki Lecha Kaczyńskiego.

Po tym szczycie my odsuwamy zagrożenie, odpychamy Putina, Rosję, stawiamy zasieki?

Po tym szczycie wysyłamy sygnał, że nie ma słabszych członków wspólnoty. I to jest może najważniejsze.