W poszukiwania 13-letniego Daniela zaangażowanych było 1000 osób. Kiedy chłopiec odnalazł się wydawało się, że historia ma szczęśliwy finał. Zaginięcie pozwoliło jednak ujawnić koszmar, który od lat miał miejsce w jego rodzinnym domu.

Daniel zaginął w połowie listopada. Ostatni raz widziany był pod domem swojej babci. Chłopiec przepadł w trudno dostępnym, górzystym terenie. Spędził w lesie dwie noce, mając na sobie tylko cienki sweter.

W czasie poszukiwań w domu rodzinnym chłopca trwały czynności procesowe. Jak się okazało w trakcie poszukiwań Daniela, na jaw wyszły przerażające fakty z życia jego rodziny. Skala dramatu, jaki wyłonił się z rozmów z rodziną i sąsiadami, jest porażająca.

Reporter Uwagi! dotarł do mieszkańców okolic i krewnej zaginionego Daniela. Jak wynika z ich relacji, 13-latek boi się ojca. Chłopiec razem z rodzicami i dziewięciorgiem rodzeństwa mieszkał w domu położonym na skraju wsi.  Daniel dawniej też znikał. Zresztą nie tylko on, jego rodzeństwo też. Jedna z jego sióstr była znaleziona rok temu kilka kilometrów stąd. Te dzieci nigdy słowa na ojca nie powiedziały. One się go bały - relacjonuje jedna z sąsiadek.


Nieraz bywałam w ich domu. Mieszka tam moja chrześnica. W domu było dużo krzyku. Dzieci nieraz płakały. Ojciec pił. Dzieci często mówiły, że ojciec pije albo śpi. Wielokrotnie pytałam mojej chrześnicy, czy w domu wszystko w porządku?. Nie chciała nic mówić - dodawała krewna.

Z informacji Uwagi! wynika, że matka dziesięciorga dzieci ma 43 lata. Jest upośledzona w stopniu lekkim. Jej mąż jest sześć lat młodszy.

Pijąc piwo pod sklepem, lubił żartować, że nie musi pracować, bo "ma fabrykę w spodniach." 

Nie da się opisać słowami, co tam się działo. To było piekło. W tym domu jest dziesięcioro dzieci. Było też kilka poronień, co najmniej trzy. Przed ślubem były kolejne trzy, ale wywołane bez wiedzy lekarzy. My, jako rodzina gubiliśmy się, kiedy ona jest w ciąży, a kiedy nie. Były plotki, że pod płotem zakopali te dzieci z poronienia. To wszystko działo się za zamkniętymi drzwiami. Dla nich nie były ważne dzieci, ale pieniądze - przyznaje krewna rodziny.

Zaginiony Daniel jest najstarszy z dziesięciorga rodzeństwa. Jego najmłodsza siostra ma 20 miesięcy. Każde z nich miało być bardzo zaniedbane.

Nikt, nigdy nie pracował w tej rodzinie. Pieniądze mieli z pomocy, z narodzin kolejnego dziecka, z renty. To było w przybliżeniu ok. 10 tysięcy miesięcznie. Pieniądze wydawali w pierwszej kolejności na alkohol i papierosy. To były ich priorytety. Jak zostały jakieś grosze, to z litości wydawali coś na dzieci - opowiada krewna dzieci.

Gmina sfinansowała remont domu rodziny. Efektów nie było widać, budynek jest w opłakanym stanie.

W tym domu była pleśń, brud, dzieci spały w takich warunkach. Na łóżkach dzieci była ziemia, okruchy, ubrania. To nie są warunki nawet dla psa - dodaje kobieta.

Skala dramatu, jaki odbywał się za zamkniętymi drzwiami tego domu, jest trudna do wyobrażenia. Zdarzyło się, że jedno z dzieci spało w wymiocinach, bo zwymiotowało w wózku i nikt go nie przebrał. Te dzieci wychował pies. Jak pies dostał jedzenie, to dzieci szły i jadły z jego miski. Niektóre z nich w ogóle nie mówią, tylko szczekają, warczą - powiedziała naszemu reporterowi krewna dzieci i dodała: One przykładowo nie wiedziały, że wafelek, który dostały, trzeba odpakować, tylko jadły z papierkiem, żeby nikt im nie zabrał.

Sprawą, która dla śledczych i całej lokalnej społeczności pozostaje zagadką, jest czy dzieci rodziły się chore, czy ich ułomności to efekt działania rodziców. Tam nie ma zdrowych dzieci. Każde w jakimś stopniu jest chore. Nikt nie wie, dlaczego tak jest. Może oni się przyczyniają do tego? Starsze dzieci zdarzało mu się przy mnie bić. W kącie domu stał kołek, którym je okładał - opowiada kobieta.

(nm)