Zarzut fizycznego i psychicznego znęcania się nad podopiecznymi usłyszała była dyrektor domu dziecka w Lidzbarku w woj. warmińsko-mazurskim. Kobieta nie przyznaje się do winy.

Była dyrektor twierdzi, że swoją pracę wykonywała zgodnie z prawem. Śledczy uważają jednak inaczej, przypominają m.in. wywożenie dzieci do lasu, zamykanie w izolatce czy wylewanie pomyj na głowę.

Mimo że część zeznań dzieci jest mało precyzyjna, udało się potwierdzić nieprawidłowości w ośrodku. Prokuratorzy zapowiadają dalszy ciąg śledztwa. Niewykluczone, że zarzuty w tej sprawie usłyszą również wychowawcy domu dziecka.

Dzieci mówiły, że w placówce dochodziło do przemocy fizycznej, poniżania czy stosowania "różnego rodzaju ograniczeń" za przewinienia. Kilkudziesięciu wychowanków zostało przesłuchanych przez sąd w obecności psychologów.

W związku z podejrzeniem znęcania się nad wychowankami władze stowarzyszenia, które prowadzi niepubliczny dom dziecka w Lidzbarku, zwolniły pod koniec ubiegłego roku jednego z wychowawców, dyrektorkę i jej zastępcę. Odsunięcia kierownictwa placówki od kontaktu z dziećmi domagało się biuro Rzecznika Praw Dziecka, które po skontrolowaniu placówki oceniło, że mogło dochodzić tam do "naruszenia praw dziecka".

Nieprawidłowości potwierdziła również kontrola przeprowadzona przez starostwo w Działdowie, które nadzoruje lidzbarski dom dziecka. Stwierdzono, że dochodziło tam do stosowania bezprawnych form dyscyplinowania i innych zachowań, które mogły być upokarzające dla dzieci.

Działający od ponad pięciu lat dom dziecka w Lidzbarku to dwie sąsiadujące ze sobą niepubliczne placówki opiekuńczo-wychowawcze, w których przebywa ponad 40 dzieci w wieku od 5 do 18 lat.

Piotr Bułakowski

(mpw)