Za rok, może dwa, nikogo nie powinno to już dziwić. "Technicznie już jest to jak najbardziej wykonalne" - mówią fachowcy. Problem raczej w mentalności i - w niektórych przypadkach - strachu przed nowoczesnością.

Idąc na mszę, ściągamy wcześniej na tablecie ze strony parafii pieśni przygotowane na nabożeństwo. Nie ma już problemu.

Tablice diodowe już odchodzą do lamusa. Obecne systemy wyświetlania pieśni są już skomputeryzowane. Można nimi sterować drogą radiową, czy po prostu przez Wi-Fi. Stare rzutniki slajdów skutecznie wypierają rzutniki multimedialne. Mają tę przewagę, że można na przykład wyświetlić film, czy prezentację.

Smartfon, tablet? Czemu nie. Wszystko idzie do przodu. Moja mama korzystała przez 50 lat z książeczki. Kartki były już tak pożółkłe i nieczytelne, że teraz czyta teksty z rzutnika i jest bardzo zadowolona - mówi Ryszard Bogucki z firmy montującej wirtualne śpiewniki.

Można dostosować wielkość czcionki, ksiądz, kościelny, organista może przesuwać tekst, można też zaprogramować szybkość animacji. Możliwości są nieograniczone. Teksty zajmują bardzo mało miejsca na dysku, czy w pamięci flash. Obecnie dostępny sprzęt mobilny jest w stanie bez problemu pobrać taki plik przez Wi-Fi, czy bluetooth.

Jeszcze kilka lat temu unikatem była internetowa transmisja mszy. Teraz nie robi to na nikim wrażenia. Mało tego, większość kościołów robi to już w jakości HD - mówi Bogucki. To też budziło u niektórych na początku opór, niechęć, a wręcz wrogość. Teraz wszystko się zmieniło. Prawdopodobnie tak samo będzie ze smartfonami, czy tabletami.