Jedynka, dwójka i hamulec. Olbrzymie korki w porannym szczycie komunikacyjnym to już codzienność polskich miast. Dla kierowców oznaczają one walkę ze stresem i nieubłaganie upływającym czasem. Okazuje się, że mają one również znaczący wpływ na kondycję finansową przedsiębiorstw przewozowych. Kto i ile traci najwięcej?

Jak dowiedział się reporter RMF FM Maciej Grzyb, korki przekładają się m.in. na zarobki kierowców autobusów miejskich. W Krakowie za notoryczne spóźnienia obcinana jest im premia. Jedynie, gdy udowodnią, że rzeczywiście zatrzymał ich korek, mogą liczyć na złagodzenie kary.

Na okoliczności łagodzące nie mogą natomiast liczyć dostawcy towarów do sklepów i restauracji. Dla nich utknięcie w korku często jest jednoznaczne ze stratą klienta. Gdy odpadnie nam klient, to nie ma pieniędzy. Straty finansowe sięgają kilku tysięcy złotych - mówi jeden z krakowskich przewoźników. Te kilka tysięcy złotych miesięcznie to być albo nie być dla niejednego kierowcy-dostawcy.