Z fotela ministra zdrowia na fotel marszałka Sejmu. Minister Ewa Kopacz szykuje się do przeprowadzki, a w resorcie zostawia całe biurko rozpoczętych i niedokończonych projektów.

Ewa Kopacz nie będzie wprowadzać w życie przygotowanego przez siebie prawa. Przyjęty wiosną przez Sejm pakiet ustaw zdrowotnych w dużej części zacznie obowiązywać dopiero od stycznia. A to są bardzo poważne zmiany.

Chodzi między innymi o krytykowaną przez wielu rewolucję w systemie refundacji leków, czy budowę elektronicznego systemu informacji medycznej. Lekarze dane o naszym zdrowiu będą zapisywali nie w papierowej karcie, a w komputerze i docelowo - w gigantycznej zdrowotnej megabazie.

Już przepisy ustawy budziły szereg wątpliwości. Teraz trzeba będzie dopilnować, żeby tworzony system był bezpieczny dla pacjentów, tak by na przykład pielęgniarka ze szpitala nie mogła się dowiedzieć, że 10 lat wcześniej mieliśmy wyrywaną górną piątkę.

Zobaczymy też, jak w praktyce sprawdzi się ustawa o działalności leczniczej, w której zapisano, że długi szpitali mają płacić samorządy, a jak nie - to szpitale będą przekształcane w spółki. Tu też było mnóstwo kontrowersji i obaw. Podstawowe dotyczyły możliwości finansowych powiatów, do których w dużej mierze dziś należą szpitale. Do tego dochodzi jeszcze lista przepisów, które nie weszły w życie.

Ewa Kopacz przez 4 lata urzędowania nie przeprowadziła kompleksowej i systemowej reformy służby zdrowia, ale realizowała jakąś wizję. W swojej ocenie wypowiedziała wojnę kolejkom do specjalistów. Chciała je zmniejszyć metodą małych kroków. Na te kroki składały się zmiany, często na pozór nie powiązanych ze sobą ustaw zdrowotnych, czy rozporządzeń.

Miało w tym pomóc opracowanie standardów dla konkretnych specjalności, także dla podstawowej opieki zdrowotnej. W rozładowaniu kolejek miały też pomóc przepisy o dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych. Tych nie udało się wprowadzić. Podobnie jak standardów łagodzenia bólu przy porodzie. Zapisy, na które kobiety czekają od lat, Ewa Kopacz obiecała tuż przed wyborami. Teraz, tuż po wyborach, odchodzi.